środa, 23 czerwca 2010

"Darmowa" służba zdrowia

Jak mówi stare powiedzenie: "za darmo można dostać tylko w zęby". Skąd więc tak powszechny i utrzymywany wciąż w społeczeństwie mit darmowej służby zdrowia niby to oferowanej przez rząd? Wynika to chyba wyłącznie z celowego utrzymywania ludzi w niewiedzy przez lewicowe ekonomicznie partie takie jak PIS czy SLD (i z ubolewaniem stwierdzam, że w tym samym kierunku idzie PO, vide proces Komorowskiego przeciwko Kaczyńskiemu, w którym ten pierwszy bardzo starał się udowodnić że broń Boże nie użył słowa na 'pryw...'). Wydawać by się mogło, że każdy widzi jak źle funkcjonuje obecny wariant. Tymczasem sprytni politycy przekonali społeczeństwo, że liberalizacja tego rynku oznacza, że ludzie będą umierać na chodniku, bo nie będzie ich stać na leczenie. Zupełnie jakby dotyczyło to postulatu całkowitej i przymusowej likwidacji rynku ubezpieczeń zdrowotnych... I zupełnie jakby teraz nie umierali czekając po pół roku na ważne zabiegi... Trzeba być skrajnie cynicznym albo szalonym żeby nie widzieć jak działa rządowa służba zdrowia, a jak prywatna. I strasznie naiwnym żeby spodziewać się, że może kiedykolwiek działać lepiej pod zarządem rządu. W tej pierwszej czekamy wiele miesięcy na byle badanie czy zabieg, personel jest niemiły, infrastruktura przestarzała oraz w większości sytuacji wymagane jest i tak zapłacenie... łapówki. Gdy tymczasem większość (jak to w życiu oczywiście nie wszystkie) prywatnych placówek umawia pacjenta z dokładnością do 15 minut, zatrudnia uprzejmy personel, korzysta z nowoczesnego sprzętu w nowo wyremontowanych budynkach, a cennik jest z góry jasno określony. I w dodatku opłata może spaść na firmę ubezpieczeniową. Sektor ubezpieczeń medycznych niestety nie rozwija się dobrze w naszym kraju właśnie ze względu na nieuczciwą konkurencję NFZ, które przemocą zmusza każdego co miesiąc do ubezpieczania się u niego oferując w zamian beznadziejne usługi. Każdy kto już płaci składkę niechętnie zapłaci drugą w prywatnej firmie. A gdyby mógł wybrać?

Popatrzmy na liczby, może one przekonają nadal nieprzekonanych:
  • Od przeciętnego wynagrodzenia (obecnie 3346zł.) oddajemy NFZ 259 zł.
  • Od minimalnego wynagrodzenia (obecnie 1310zł.) oddajemy NFZ 101.74 zł.
  • Minimalna składka dla przedsiębiorców to 233.32 zł.
Tak mówią kalkulatory płacowe. Każdy ubezpieczony (łącznie z bezrobotnymi, za których płaci państwo) oddaje conajmniej 101zł. A gdyby zamiast NFZowi oddawał to prywatnej firmie? Popatrzmy. Poniższą kalkulację przeprowadziłem na podstawie oferty jednej z największych firm ubezpieczeniowych w Polsce (domyślam się że gdyby dokładniej zbadać rynek oraz gdyby po likwidacji NFZu powstała wolna konkurencja, to oferty byłyby jeszcze lepsze):
  1. Za 49zł. miesięcznie ubezpieczenia medycznego mamy DARMOWY dostęp do: 16 specjalistów (chirurga, ortopedy, okulisty itp. itd.), badań takich jak USG, EKG, morfologia krwi, bakteriologia - w sumie kilkadziesiąt badań, jeden przegląd stomatologiczny w roku oraz zniżki 15% na wszystkie inne usługi (darmowe w nieco wyższych stawkach, np. już 100zł daje dostęp do kilkuset badań w tym tomografii, rezonansu, mammografii itp.). To i tak dużo więcej niż można bez łapówki mieć w rządowej służbie zdrowia.
  2. Za 50zł miesięcznie otrzymujemy ubezpieczenie na życie dające nam w razie poważnego zachorowania ok kilkadziesiąt tysięcy zł. na zabiegi (dokładna oferta jest indywidualna) oraz: darmowe rehabilitacje, odszkodowania za pobyt w szpitalu, odszkodowania za częściową utratę zdrowia, odszkodowania za całkowitą niezdolność do pracy (czyli jednorazowa quasi renta, za którą ZUSowi co podkreślam płacimy jeszcze kolejną składkę), w niektórych opcjach becikowe oraz co ważne i czego nie daje NFZ ani ZUS odszkodowanie dla rodziny na wypadek śmierci.
Całkiem dużo jak za... 100zł. miesięcznie, prawda? A przecież mówimy tu o najniższym wynagrodzeniu. Każdy obecnie ubezpieczony w NFZ płaci conajmniej takie lub wyższe. Już za kwotę przeciętnego wynagrodzenia z pewnością dostaniemy taki pakiet ubezpieczenia medycznego + na życie, że NFZ nie ma nigdy szans na dojście do tego standardu. Dlaczego więc w Polsce nie mamy do czynienia z agresywnym buntem społeczeństwa przeciwko tym zorganizowanym grupom przestępczym jakimi są NFZ i ZUS? Przychodzi mi do głowy wyłącznie jedno wytłumaczenie, które napisałem na początku. Cyniczni do bólu (nie swojego) politycy z różnych opcji wmawiają Kowalskiemu, że prywatyzacja oznacza, że połowa szpitali poupada a druga połowa będzie leczyć tylko bogaczy. Złośliwie ignorują fakt, że jeśli jest popyt to będzie i podaż. A obecnie nawet najgorzej zarabiający i bezrobotny daje na rynek popyt rzędu 100zł co miesiąc. Ignorują także fakt, że liberalizacja tego sektora MUSI oznaczać całkowite wycofanie się państwa z tego rejonu łącznie z likwidacją NFZ. A przecież NFZ to ciepłe posadki dla krewnych i znajomych królika. I może właśnie o to w tym wszystkim chodzi...

poniedziałek, 21 czerwca 2010

Dęby, czereśnie i jabłuszka (albo buraki).

I tura wyborów pokazała jak wygląda demokracja w naszym kraju. Głosujemy "przeciwko", głosujemy na puste hasła, nie weryfikujemy obietnic wyborczych, nasza pamięć sięga ledwie kilku lat, głosujemy na gładkie buzie i ładne piosenki, głosujemy na sadzących czereśnie, dęby, czy rozdających jabłuszka itp. itd.

Pierwsza trójka kandydatów nie zaoferowała ani nic ciekawego, ani nic nowego, ani też ich partie które już rządziły nie zostały nigdy porządnie rozliczone z obietnic wyborczych. Ale wystarczy powiedzieć "głosuj na mnie bo jestem z Polski i mam czereśnie", "głosuj na mnie bo Polska jest najważniejsza i posadziłem dąb" i zgarnąć dwa pierwsze miejsca albo być pięknym młodym i udawać, że nie ma się nic wspólnego z Oleksym, Millerem i kiepskimi rządami SLD z przed paru lat. Smutne.

Dlatego choć łamałem się, by w ostatniej chwili pójść i zagłosować jako na mniejsze zło na któregoś z kandydatów o mniejszych szansach, to w ostatniej chwili powstrzymałem się. Sądziłem, że zaniżając frekwencję lepiej dam do zrozumienia politykom, że nie akceptuję zamiany polityki w "taniec z gwiazdami". Niestety większość Polaków tym chętniej głosuje im bardziej polityka przypomina ten program i frekwencja była wysoka. Uważam, że to porażka demokracji a nie jej tryumf.

Już wkrótce wybory samorządowe. Dużo ważniejsze niż prezydenckie. I tam nie ma takiej możliwości żebym nie poszedł na wybory. Wiem, kto mi rozkopał ulicę na dwa lata obiecując szybką budowę kanalizacji, wiem kto obiecał budowę stadionu, którego nie zbudował, a z czyjej partii najwięcej łapowników trafiło do aresztu. Nie będzie tańca z gwiazdami i partyjniactwa lecz głosowanie na konkretnych ludzi, którzy coś dobrze zrobili lub wszystko sp... Mam przynajmniej taką nadzieję...

środa, 16 czerwca 2010

Bronek wygrał proces i wszystko jasne...

Dzięki ci Bronku, że pozwałeś małego szkodnika i wyjaśniłeś tym samym sytuację. Do tej pory narażałeś mnie na ciężki dylemat intelektualny na kogo głosować. Teraz mam już prostszą sytuację - na ciebie nie zagłosuję NA PEWNO - choćbym miał nie pójść na wybory! Nie będę głosować na socjalistę, który jest przeciwko prywatyzacji służby zdrowia (a chyba każdy widzi jak działa ta rządowa).
Skoro rządowa służba zdrowia jest dla ciebie tak ważna, że aż jesteś gotów się o nią procesować, to teraz walcz o elektorat tego małego szkodnika, ale beze mnie. Ode mnie ty ani twoi partyjni koledzy już więcej głosu nie dostaniecie...

piątek, 11 czerwca 2010

Mistrzostwa w kopaniu skórzanego worka

Dziś nareszcie temat nieco luźniejszy :-). W RPA zaczęły się właśnie mistrzostwa świata w piłce nożnej. Zajęcie to polegające na kopaniu skórzanego balona jest niespecjalnie odkrywcze, ale obserwowanie zaciekłych zmagań wybrańców swoich krajów to niezła zabawa. Może przy okazji będzie kilka efektownych meczów i trochę ładnych dla oka bramek? Osobiście życzyłbym sobie aby wszystkie drużyny zagrały tak jak Hiszpania w niedawnym sparingu z Polską. Czyli efektownie, do przodu i z gradem bramek. Jednak obawiam się, że to było jak to mówią "tak się gra jak przeciwnik pozwala" a na MŚ wielu frajerów nie pozwoli sobie na 6 do tyłu. Ale może chociaż po 3 bramki na mecz uda się pooglądać...

Niestety jak zwykle muszę trochę pozrzędzić i dodać jakieś "ale" :-) Rząd RPA powinien poważnie zastanowić się po co im taka impreza? W kraju w którym ogromna część ludzi żyje za dolara czy dwa dziennie i gdzie bezrobotny jest co czwarty mieszkaniec, budowa za wiele milionów dolarów (zrabowanych rzecz jasna tym biedakom w postaci podatków) super nowiutkich stadionów, które po mistrzostwach będą świecić pustkami jest nonsensem. Na turystach kraj nie zarobi, bo nie wybiera się ich zbyt wiele do kraju z przestępczością powalającą z nóg a gros wpływów z reklam zgarnie zapewne FIFA. Zamiast marnować takie sumy lepiej byłoby wydać je mądrzej lub po prostu zostawić w kieszeniach społeczeństwa. Niech mistrzostwa organizują bogate kraje, które mają już gotowe stadiony i hotele. No ale przecież FIFA jak przystało na dużą międzynarodową organizację musi popisać się posiadaniem własnej polityki "pro". Trudno jednak nie zauważyć, że na takiej promocji to państwo akurat ma małe szanse zarobić... A teraz puenta tego akapitu: czy z EURO 2012 nie będzie w pewnym sensie podobnie? A jeśli już ma się ono odbyć, to mój skromny postulat jest następujący: nie budujmy wielkich stadionów w szczerym polu. Przeróbmy te które są już gotowe: w Chorzowie i w Krakowie. Będzie taniej a może po mistrzostwach przydadzą się do czegoś...

Nasunęło mi się jeszcze kilka myśli. Dlaczego mistrzostwa świata wydają się ekscytujące nawet jeśli nie musimy drżeć o wynik naszych kopaczy? A dlaczego niespecjalnie interesowałem się np. ligą mistrzów czy innymi tego typu rozgrywkami ledwo oglądając kawałek finału? Rzecz w tym, że zespoły na mistrzostwach mają jakąś tożsamość. Jedni są stąd, inni stamtąd. Jednym przypisujemy gorący charakter, innym wyrachowanie. Z tymi kojarzy nam się coś z historii a z tamtymi coś innego. Nawet jak nie gra Polska, to łatwo o sympatie i antypatie, a w najgorszym razie o oglądanie z zaciekawieniem. A liga mistrzów? No cóż. Z nią jest tak jak nie przymierzając z NBA. Przestałem je kiedyś oglądać, bo co mnie obchodzi czy wygra tych pięciu murzynów, czy tamtych pięciu murzynów. I odpowiadam od razu że nie chodzi o kolor skóry, tylko brak tożsamości zespołów. Wszystkie to podobny miks podobnych graczy. Żaden nie wyróżnia się na tyle żeby mógł mnie zainteresować. W lidze mistrzów podobnie - nie dość, że od kilku lat przewijają się te same zespoły i te same twarze, to w dodatku są to przypadkowe mieszanki kopaczy w dodatku jak na karuzeli zmieniające się co sezon. Nie można już powiedzieć, że Real Madryt to typowa piłka hiszpańska, a Inter włoska. Włochów i Hiszpanów są tam bowiem znikome ilości!

Niestety chyba jestem wyjątkiem :-) Większość kibiców musi jednak interesować się tą dziwną mieszanką pseudogwiazdek, bo inaczej UEFA nie mając w tym biznesu szybko by to rozmontowała. Oficjalnie działacze twierdzą, że wszystkiemu winna Unia Europejska (to akurat nie zaskoczenie) która zabrania zabraniać występowania zbyt dużej ilości obcokrajowców (jak to dawniej było: 3 strainieri i basta!) Jednak nietrudno zauważyć (a może trudno, więc jeśli czyta mnie jakiś działacz UEFA to niechaj zapamięta), że Unia mówi o tym "że nie wolno zabraniać klubom ZATRUDNIAĆ kogo się chce" a nie o tym, że "nie wolno ograniczać ilości obcokrajowców WYSTĘPUJĄCYCH JEDNOCZEŚNIE NA BOISKU". Niech AC Milan czy Bayern Monachium zatrudni i 20 obcokrajowców, a potem 17 grzecznie usiądzie na ławce lub na trybunach. Jedno z drugim ma słaby związek. Jednak UEFA w tej kwestii skapitulowała tak grzecznie i tak szybko (a przecież jednocześnie ostro broniła niezależności polskiego PZPN przed rządem i sądami), to widać na milę, iż ma w tym biznes. Ludzie więc albo lubią taki cyrk, albo UEFA zarabia tak dużo na sprzedaży praw do transmisji do egzotycznych krajów, w których nikt nie oglądałby tego cyrku gdyby np. nie grał w nim jakiś tubylec?

Oczywiście nie jestem za tym, żeby koniecznie zabraniać. Napisałem powyższy akapit z rozrzewnieniem wspominając dawne czasy, gdy wiadomo było, że Ajax Amsterdam to drużyna holenderska, a Liverpool angielska i stylami identyfikowalnymi z tymi krajami kluby te będą grać. Jestem za swobodą i wolnością, ale UEFA też ma wolność do ograniczania zasad meczowych, tylko z nich nie korzysta. A teraz nawet zespoły narodowe zaczynają zmieniać styl na coraz bardziej podobny do siebie. Co wynika z tego że piłkarze tam występujący w większości pochodzą z kilkudziesięciu tych samych klubów Europy co roku spotykających się w lidze mistrzów.

Pisałem o wolności i jednocześnie o zakazie występowania wielu obcokrajowców na boisku. Ale i bez tego jednak nieco nieładnego zakazu można by zwiększyć ciekawość rozgrywek europejskiej piłki klubowej. Wystarczy nie promować wielkich klubów kosztem małych i każdemu dać taką samą szansę. Z niektórych krajów grają obecnie po 4 zespoły, które w dodatku nie muszą przechodzić przez wszystkie szczeble eliminacji podczas gdy inne kraje nie dość, że mają 1 reprezentanta to jeszcze szereg eliminacji zanim dostąpią "zaszczytu" grania z "lepszym". A o ile się orientuję najsłabsze kraje mają w ogóle nie mieć reprezentanta w tych rozgrywkach zadowalając się gorszym pucharem UEFA. Więc jak to? Liga mistrzów w której grają czwarte zespoły z niektórych lig, a z innych nie ma nikogo? Skoro sprawdzamy kto jest najlepszy w Europie, to niech ci potencjalnie lepsi wygrają z potencjalnie słabszymi i udowodnią swoją wyższość na boisku a nie w rankingu. Te rankingi to swoją drogą także niezła głupota. Pozycja w nich determinuje często to, czy klub zagra w lidze mistrzów, czy nie (poprzez skazanie kogoś na eliminacje lub nie), a najwięcej punktów do niego zdobyć można... grając w lidze mistrzów. To niezła paranoja i zaklęte koło tak pomyślane aby nikogo nowego do niego nie wpuścić. To niestety trochę tak jak ze współczesną gospodarką. Niby mamy w większości kapitalizm i wolny rynek na którym wszystkie podmioty są równe, ale... duże koncerny dostają zwolnienia podatkowe, koncesje, wygrywają przetargi, a jak trzeba to dostają bezpośrednie wsparcie "bo są za duzi żeby upaść", podczas gdy małe firmy są systematycznie niszczone coraz wyższymi podatkami i kosztami pracy oraz dobijane kontrolami i wszechwładzą urzędników. A zwykły człowiek na to popatrzy i powie "i to wszystko znów przez ten wilczy kapitalizm i wstrętny wolny rynek", którego de facto przecież prawie nie ma...

Wyszedł mi strasznie długi post, a przecież chciałem jeszcze napisać o spalonych i TYCH GŁUPICH, DEBILNYCH I IRYTUJĄCYCH TRĄBKACH. Będzie więc drugi post o kopanej... :-)

CDN.

niedziela, 6 czerwca 2010

Wolny obywatel.

Czas by wszyscy przypomnieli sobie wiersz Jana Pietrzaka. Napisany w czasach PRL, ale niestety nadal aktualny. Właściwie to coraz bardziej aktualny, bo władze ograniczają coraz więcej (patrz np. ustawa antyhazardowa w Polsce). Dedykuję go więc tym, którzy w ślepej furii chcieliby tylko ograniczać, zakazywać i nakazywać:

Jan Pietrzak - "Wolny obywatel"

Tutaj nie wolno palić.
Tu pić nie wolno piwa.
To miejsce nie dla pana.
Zabrania się używać.

Tu pan nie będzie siedział.
Tam pan nie będzie stał.
Szkoda, że pan nie wiedział.
Miejsc wolnych u nas brak.

Szef dzisiaj nie przyjmuje.
Termin ważności wygasł.
Pan uzupełni meldunek.
Pan mi nie będzie rozkazywał.

Tu się nie wolno kąpać.
Nie dyskutować, słuchać.
Jeszcze jedna pieczątka
I zdjęcie z lewym uchem.

Limit już wyczerpany.
Zapisy zakończone.
Nic nie da się ustalić.
Chyba, że z dyrektorem.

Przejścia dla pieszych niema.
Szybkość ograniczona.
Proszę mówić na temat.
Wstęp surowo wzbroniony.

Nie przewozić w wagonie.
Nie wychylać się z okna.
Prosto stać, wstrzymać oddech.
Iść natychmiast do kąta.

W kartotece, niestety
Taki nie figuruje.
Od powyższej decyzji
Odwołanie nie przysługuje.
..........

Nie używam, nie palę,
Ograniczam, wstrzymuję,
Nie odzywam się wcale,
Siadam, padam, hamuję,
Nie oddycham, nie chodzę,
Myśleć nie mam zwyczaju...
Ja - wolny obywatel w wolnym kraju.