wtorek, 28 grudnia 2010

Prawo dla prawników, ziemia dla ziemniaków...

W trakcie korzystania z usług PKP wpadła mi w ręce Rzeczpospolita (zanim jeszcze mój wagon doznał awarii ogrzewania - PKP jak zwykle zadbała o uatrakcyjnienie podróży). Wśród mnóstwa mniej i bardziej interesujących artykułów moją uwagę zwrócił dodatek zawierający treść ustawy o podatku dochodowym (PIT). Pomyślałem sobie w tym momencie "O! Zobaczę co tam (p)osły naszykowały na kolejny rok." Niestety... załamałem się widząc objętość tej radosnej twórczości - 3-godzinna podróż byłaby za krótka na choćby pobieżne przestudiowanie całości nie mówiąc już o uważnym przeczytaniu. Całość rozciągała się na dobre kilkanaście stron (a przecież RZ ma całkiem spory format i całkiem małą czcionkę), na co musiało złożyć się wiele fascynującej treści jak sądzę, gdyż kątem oka zauważyłem tabelki nie-wiem-do-czego-służące, ale zawierające takie frapujące rekordy jak "lisy", "jenoty", "nutrie w stadzie do 50 sztuk samic" "nutrie w stadzie powyżej 50 sztuk samic" czy "hodowla jedwabników" (natychmiast przypomniały mi się słowa B. Łazuki z filmu "Chłopaki nie płaczą":  "A może jeszcze k*** zajmiesz się hodowlą jedwabników?" Jak widać nie tak łatwo zająć się tą hodowlą jedwabników :) )...

Polscy (p)osłowie w tworzeniu biurokracji doganiają już pomału dzielnych chłopców z Unii próbujących zdefiniować wzdłuż i wszerz cały świat (co czasem kończy się np. zaliczeniem ślimaka do ryb). Choć nie, wróć. Idę o zakład, że 90% (p)osłów polskich nie zna treści tej ustawy. Napisało ją lobby prawników i doradców podatkowych, minister finansów dodał kilka zapisów zgodnych z interesem Rządu i Partii a (p)osłowie aby nie stracić ciepłych diet podnieśli automatycznie rączki na TAK (za złamanie dyscypliny mogliby wszak dostać w kolejnych wyborach wylot z pierwszych miejsc list). Różnie mówią o sejmowych lobbystach, ale przykład tej ustawy i analiza wielu innych każą domniemywać, że właśnie ta grupa lobbuje najskuteczniej. Gdyby było inaczej takie kilometrowce nie miałyby prawa powstać.

Jak jednak (p)osły i ministry wyobrażają sobie, że przeciętny Kowalski będzie w stanie przestrzegać tak rozbuchanego prawa? Przecież nie jest go w stanie nawet przeczytać... Otóż oni zdają sobie sprawę z tego, że nie będzie. Cynicznie skazują go na rolę petenta urzędników i klienta biur rachunkowych oraz kancelarii prawnych. Mają go szczerze w d*** - liczy się tylko interes prawniczego lobby, które dba o to by kodeksy prawa nie były proste (całe ustawodawstwo finansowo-gospodarcze powinno być rozmiarów tej ustawy o PIT a konstytucja to powinno być max kilkanaście zdań!), bo inaczej straciliby podstawę swojej egzystencji. Tylko dlaczego Kowalscy popierają tak durny system, w którym są pomiatani? ...

piątek, 10 grudnia 2010

Kup pan książkę...

Od 1 stycznia wzrasta VAT na książki, do 5%. Ogólnie nie jest dobrze, że VAT na różne kategorie towarów ma różne stawki. Powinna być jedna - najprostsze rozwiązania są najlepsze. Fakt, że potrzebne są tzw. obniżone stawki dowodzi, że podstawowa kwota tego podatku jest po prostu tak horrendalnie wysoka, że gdyby obowiązywała na wszystkie produkty byłby to dramat (w tym przypadku dla naszego czytelnictwa). Nie to jest jednak najciekawsze. Ciekawe jest to, że minister kultury B. Zdrojewski (swoją drogą czy bez Ministerstwa Kultury nie było kultury?) planuje w 2011... zwiększenie czytelnictwa w Polsce. Sądzi on, że wzrośnie ono ponieważ... ministerstwo "zainwestuje" 100 milionów naszych nowych polskich złotych w promocję czytelnictwa (wolałbym żebym przypadające na mnie złotówki mógł jednak zainwestować w czytelnictwo osobiście). Ok, spora część dotyczy odnowienia zasobów państwowych bibliotek co jest naturalną konsekwencją istnienia takowych (powinny zostać sprywatyzowane swoją drogą), ale spora część zostanie wydana na kolejne idiotyczne kampanie reklamowe głoszące "kup książkę". I to jest właśnie modelowy przykład działania współczesnego socjalistycznego państwa, które formalnie jest kapitalistyczne: najpierw ukraść podatnikom okrągłą sumę poprzez horrendalnie wysokie podatki, a potem wydać ją na przekonywanie ich by kupowali produkty, których nie kupują bo są za drogie z powodu wysokich podatków. A przy okazji krewni i znajomi królika "sprywatyzują" sobie zapewne kilkadziesiąt procent tej kwoty. W końcu jak mówił Staszek Ochódzki z Misia: "Prawdziwe pieniądze zarabia się tylko na drogich, słomianych inwestycjach." Na przykład na przekonywaniu ludzi by jedli warzywa i owoce. Albo by czytali książki. Albo jeszcze lepiej zabrać, a potem oddać arbitralnie wybranym w postaci dotacji. Jaka to władza panie, a ile nakraść można...

PS. Towarzyszu Zdrojewski, czy jako osoba zawyżająca średnią poprzez kupowanie kilku książek rocznie mógłbym jednak nie sponsorować przekonywania do czytelnictwa osób, które i tak książki nigdy nie kupią bo im to zwyczajnie do niczego w życiu nie jest potrzebne?

niedziela, 5 grudnia 2010

Bojkot Amazon.com i PayPal (oraz MasterCard i Visa)

Awanturze z WikiLeaks przyglądałem się na początku spokojnie traktując ją jako typowy "przeciek kontrolowany". Wiele na to wskazywało, w tym głównie charakter ujawnionych rewelacji, z których większość to typowy plotkarski magiel, a jedyne istotne dotyczące Iranu i Arabii Saudyjskiej były najprawdopodobniej na rękę USA. Bo bądźmy szczerzy - to że ktoś kogoś nazwał samcem alfa nie jest żadną rewelacją, a podobno nazwany w ten sposób osobnik nawet z tego tytułu ucieszył się. Jednak rosnąca systematycznie agresja wobec p. Julian Assange każe skłaniać się jednak ku temu, że opublikowane materiały po pierwsze są prawdziwe (uwaga: NIKT ich do tej pory nie zdementował, najwyraźniej nie ma najmniejszej nawet podstawy umożliwiającej choćby ich częściowe zdementowanie), a po drugie ich publikacja boleśnie ugodziła Biały Dom. A przynajmniej jedną z rezydujących w nim grup, istnieje bowiem bardzo prawdopodobna teoria, że p. Assange przecieki udostępnił ktoś z jednej z rywalizującej ze sobą w służbach specjalnych USA grup.

Tak czy inaczej, większość szanujących się wywiadów zrobiła by z osobą publikującą tajne materiały szybki porządek. W okresie zimnej wojny każdy z członków WikiLeaks dostałby kulkę w łeb lub zaginął. Nie znaczy, to że taki sposób rozwiązywania spraw przez rządy jest w porządku. Byłby jednak czymś powiedzmy w rodzaju "naturalnego rozwiązania". Jest natomiast inaczej. Politycy USA z dziką zawziętością oskarżają twórców WikiLeaks o terroryzm, a jeden z nich oficjalnie napisał nawet, że p. Assange powinien dostać kulkę w łeb. Niezależnie od tego czy powinien - sam fakt, że polityk kraju uchodzącego za wolny i demokratyczny publicznie nawołuje do zabójstwa jest skandalem. Z drugiej strony założyciel WikiLeaks żyje może dzięki temu, że ma ukryte jeszcze ostrzejsze materiały. Zapowiadał m.in. ujawnienie brudów jakiegoś dużego amerykańskiego banku, co mogłoby spowodować poważne reperkusje dla amerykańskiego systemu finansowego (pospekuluję trochę - może chodzi o JP Morgan i jego manipulacje rynkiem srebra? A może... hoho - o brudy w samym FED?)

Najważniejsze jednak na koniec. Pana Assange powinien osądzić niezależny sąd. I to oczywiście nie za grubymi nićmi szyte oskarżenia o gwałt (bardzo wygodna metoda oczerniania niewygodnych osób), ale za ewentualną zdradę i szpiegostwo. Przy czym nie jestem pewien, czy dziennikarze publikujący tajne materiały nie powinni być zwolnieni z odpowiedzialności za ich publikację, a ewentualna kara nie powinna spadać wyłącznie na osobę, która te materiały wyniosła (to ona wszak nabywając do nich dostęp składała obietnicę ich nie ujawniania). Z drugiej strony być może dziennikarz powinien być skazany na zasadzie podobnej do pasera, ale nie to jest najważniejsze. Ani to, czy rewelacje WikiLeaks faktycznie naraziły na niebezpieczeństwo jakąś osobę, czy nie. Ważne jest, że o tych wszystkich sprawach powinien decydować bezstronny sąd. Tymczasem wyrok został wydany bez procesu i to w dodatku przez rząd będący w tym przypadku stroną sprawy oraz sam ponoszący odpowiedzialność za zbyt słabe zabezpieczenie poufnych materiałów.

Najgorsze jest, że gdy rząd wskazał p. Assange swoim paluchem jako winnego - ten od razu stał się  trędowaty dla kilku amerykańskich firm. Oto pod wpływem nacisku sfer rządowych firma Amazon usunęła serwis ze swoich serwerów, a PayPal zawiesił możliwość wpłat na konto WikiLeaks i co gorsza zablokował je (i istnieje spore prawdopodobieństwo, że skonfiskuje znajdujące się na nim środki, co byłoby jawną kradzieżą, a p. Assange nie może przecież przyjechać do USA i pozwać PayPala - działa on więc podobnie do mafii pobierającej haracze od drobnych złodziejaszków). Oczywiście prywatna kompania ma prawo do rezygnacji ze współpracy z dowolnym klientem jednak rzeczą niebywałą jest to, że robi to pod naciskiem rządu, a co gorsza łamie zawartą z klientem umowę bez prawomocnego wyroku sądu, a li tylko z powodu oskarżeń kogoś, kto jest stroną w sprawie. To nie jest już wolny rynek, tak działały przedsiębiorstwa w faszystowskiej III Rzeszy, w której gospodarka była formalnie w prywatnych rękach, ale faktycznie działała pod dyktando ministerstwa gospodarki (ciekawy tekst na temat stopniowej faszyzacji współczesnych państw w tym USA można przeczytać tutaj). Oznacza to, że prywatny biznes przestał być wolny i działać według praw rynku, ale że stał się zależny od widzimisię rządów. Przedwczoraj hazard, wczoraj dopalacze, dziś WikiLeaks, a jutro? Cenzura internetu? Likwidacja partii opozycyjnych? Zamykanie niewygodnych blogów? Zakaz krytyki rządów? Tego typu praktyk nie można tolerować. USA krytykują za podobne czyny rząd Chin, a jak widać robią dokładnie te same rzeczy...

Dlatego każdy zwolennik wolności słowa i wolnego rynku nie powinien być bierny tylko wykonać swój mały protest. W dniu dzisiejszym zlikwidowałem swoje konto w serwisie PayPal oraz postanawiam nie korzystać z serwisów amazon.com i ebay (właściciel PayPala). Zachęcam do bojkotu tych firm wszystkich czytelników. Przebrnięcie przez sześć stron z potwierdzeniami o tym, że naprawdę chcesz zamknąć konto w tej fantastycznej firmie, chwilę zajmie, ale warto. Warto także w polu 'dlaczego' wpisać po angielsku choć jedno zdanie na temat utraty zaufania związanej z aferą WikiLeaks. Niech każdy zrobi dziś tę jedną małą rzecz w celu wsparcia wolnego rynku i wolności słowa.

PS. Tym bardziej, że są inne niezłe firmy obsługujące e-płatności. Polecam szczególnie te w krajach spoza USA...

PS 2. Do grona firm szykanujących bez sądu WikiLeaks dołączyły MasterCard i Visa.