wtorek, 17 maja 2011

Powrót ZOMO?

Eskalacja przemocy między rządem a kibicami postępuje. Na razie powiedziałbym, że 1:0 prowadzi rząd. Stadiony zamknięte, wyjazdów nie ma a policja zaczęła właśnie zamykanie kibiców pod zarzutami, uwaga:
  • używanie słów wulgarnych w miejscu publicznym,
  • lekceważenie konstytucyjnych organów państwa,
  • jednym z powodów zamknięcia części stadionu Jagiellonii było: wykrzykiwanie haseł, w których lekceważono naród Polski i organy państwowe.
WTF? Takich głupot nie wymyślali nawet za pierwszej komuny. A propos - kibice, choć to ludzie często prości i słabo zaznajomieni z polityką szybko zorientowali się jaka jest sytuacja i skandują stare, ale jare: "precz z komuną". A lekceważenie organów? O jakie organy chodzi? Może o ten, którego ewidentnie brakuje (p)osłom i ministrom w pobliżu zwyczajowego miejsca noszenia czapki? A może chodzi o hasło "Donald matole, twój rząd obalą kibole"? Jeśli za takie hasła policja aresztuje młodych ludzi, to naprawdę nie jest już dobrze.

Z kolei jak pisze "Rzeczpospolita" we Wrocławiu policja dostała polecenie aresztowania wszystkich rozwieszających na demonstracji antyrządowe transparenty. Policjanci mieli zamykać za te transparenty, które obrażają premiera. Stadion natomiast został zamknięty za to, że kibice rozwieszali tam hasła "niezwiązane z charakterem imprez sportowych". Wychodzi na to, że wiadomości sportowe zaczną niedługo przypominać dziennik telewizyjny z czasów stanu wojennego - zamiast sportowców będą w nim pokazywać wyłącznie milicjantów w mundurach obwieszczających społeczeństwu gdzie i kto został zamknięty za "lekceważenie konstytucyjnych organów państwa". Historia jak widać powtarza się, ciężko nie dodać, że jako farsa...

Jeśli rząd i policja będą traktować kibiców jak bydło i podludzi, to ci zrewanżują im się zachowując agresywnie. Akcja rodzi reakcję. Eskalacja przemocy zdaje się dopiero się zaczyna... A mnie przypomina się jak za pierwszej komuny TVP robiła machlojki podczas transmisji meczów wyjazdowych polskich drużyn. Gdy np. Widzew grał w Hiszpanii to tamtejsza Polonia nieraz przemycała na stadion transparenty Solidarności. A że transmisję wykonywała telewizja hiszpańska, to kamerzysta nie widział niczego niestosownego w przejechaniu się co pewien czas kamerą szeroko po trybunach. Cenzorzy z TVP nie mogli temu zapobiec, więc puszczali mecz z kilkunastosekundowym opóźnieniem a zadaniem specjalnego ciecia siedzącego z palcem na przycisku było zatrzymanie na chwilę transmisji i wycięcie kłopotliwego transparentu. Publiczność w Polsce przed telewizorami niczego podejrzanego nie zauważała. Czy teraz będzie podobnie jak już policja aresztuje wszystkich rozwieszających antyrządowe transparenty na polskich stadionach?

Tymczasem jak się okazuje są równi i równiejsi. Gdy Tusk z Wałęsą i kolegami walczyli z władzami PRL, to byli dobrymi bojownikami o wolność przeciwko totalitarnej władzy. Teraz kiedy posadzili swoje ciężkie cztery litery na stołkach tejże władzy, to skandujących hasła antyrządowe nazywają pospolitymi bandytami. Co śmieszniejsze sam Tusk był kiedyś... dokładnie tym z kim teraz walczy - fanatycznym kibicem, czy jak mawiają dziennikarze: kibolem. Oto co mówią osoby znające go z lat siedemdziesiątych, Tomasz Wołek:  "I pojechała grupa kibiców Lechii na mecz wyjazdowy do Bydgoszczy z Zawiszą. Lechia wygrała ten mecz i grupka kibiców Lechii, [...] została otoczona przez grono kibiców bydgoskich - mówił Wołek. - Zanosiło się na ciężkie lanie. I w tym momencie Donald Tusk wykazał się kolosalnym refleksem, to działo się na takim trawniku, chwycił kawałek węża do podlewania, i tym wężem wywijając, niczym Longinus Podbipięta, odstraszył napastników i pod jego osłoną grupa kibiców wycofała się, dopadła zbawczego peronu."  Tomasz Zbierski, wówczas również należący do klubu kibica:  "Był głównym "zapiewajłą '". I nawet autorem niektórych piosenek. Do dziś nie został rozstrzygnięty spór, kto jest autorem słów stadionowego hymnu na melodię  "Międzynarodówki ". Wtedy to często śpiewano. Popielarz na 98 proc. jest pewny, że to Donald napisał kilka zwrotek. Jak to się zaczynało?  "Bój to jest nasz ostatni. Krwawy skończy się trud, gdy biało-zieloni u pierwszej ligi wrót..."- mówi . Oczywiście wszyscy muszą koniecznie dodać, że  "wtedy to nie było takiego bandytyzmu jak dzisiaj ". Oczywiście bandytyzmem nie jest lanie się z kibicami sąsiedniej drużyny przy pomocy jakiegoś... węża ogrodowego, ale wyrwanie obecnie kilku krzesełek już nim jest. Okrzyki "Donald matole..." świadczą o zdziczeniu obyczajów i zasługują na spędzenie przez młodych ludzi nocy w areszcie, ale śpiewanie o "krwawym trudzie " na melodię pieśni w imię której wymordowano miliony ludzi jest w porządku. 

Ot i jeszcze ciekawostka z tego samego artykułu co wyżej.  "Ten klub kibica Lechii powstał na początku lat 70. po traumatycznej historii [...] Było to po pamiętnym meczu Lechii z Widzewem. W przerwie tego spotkania na bieżnię wybiegł chłopak z flagą biało-zieloną i biegał dookoła stadionu. Cała widownia, a wtedy na mecze przychodziło 30 tysięcy ludzi, biła brawo. Do chłopaka doskoczyli zomowcy i pały poszły w ruch. Kilku ciągnęło go za włosy w stronę wyjścia. Tłum zawył wzburzony. Miał jeszcze świeżo w pamięci Grudzień '70. To spowodowało zamieszki po meczu. Walki trwały do późnych godzin. Nawet posiłki ze Słupska musieli ściągać. Młodzi kibice pisali listy do lokalnych redakcji i do klubu oburzeni na to, co się stało. "
Kibic wbiegający na bieżnię stadionu, wyjący tłum, walki, zamieszki. To wszystko jest w porządku (w dodatku wtedy to byli kibice, teraz już tylko kibole), ale to, że kilkadziesiąt osób wybiegło na murawę świętować zdobycie pucharu polski przez swoją drużynę, to już jest chuligaństwo, bandytyzm i należy rozpętać nagonkę medialną. Dziś dawniej-kibol-obecnie-premier mówi tak:  "Kultura represji wobec bandytyzmu na stadionach będzie się rodziła w przestrzeni między sędzią, policjantem, prokuratorem. " A sobie to nie ma nic do zarzucenia? Zapomniał wół jak cielęciem był? Jak Kali stosować kibicom kultura represji to dobrze, ale jak Kalemu ZOMO stosować kultura represji, to źle...

PS. W Krakowie z kolei policja wyłapuje (tak, dokładnie!) młodych ludzi w koszulkach z napisami "śmierć Cracovii". Może to nie jest zbyt szczytne i mądre hasło, ale zarzut nakłaniania do popełnienia przestępstwa jest idiotyczny (jak można zabić... klub piłkarski?). Chodzi oczywiście o to, że gdy Wielki Wódz huknął pięścią w stół to cała zgraja różnych komendantów i innych ludzi z urzędniczo-policyjnej hierarchii musi wykazać się jak najgorliwszym popisaniem się "wynikami w walce z..." przed Wielkim Wodzem. Trochę strach teraz nosić koszulki z napisem "śmierć ET", że o "śmierć komuchom" nie wspomnę :-)...
A swoją drogą: czy Tusk nie chciał kiedyś zabić sędziego Howarda Webba? To chyba także jest nakłanianie do popełnienia przestępstwa, czy też Kali móc nakłaniać?

sobota, 14 maja 2011

Niespełnione rządu obietnice, temat zastępczy: kibice

Tydzień temu w Bydgoszczy odbył się mecz finałowy o Puchar Polski w piłce nożnej. Ponieważ nie kibicuję żadnej z drużyn biorących w nim udział, nie interesowało mnie to specjalnie i nawet go nie oglądałem. Ale nagle na drugi dzień okazało się, że o tym meczu mówią wszystkie media, przyćmiło ono nawet rzekome zabicie Bin Ladena! Wow, nawet nasz wspaniały premier zorganizował z tej okazji konferencję prasową! Dlatego poświęciłem kilka minut na obejrzenie w sieci najbardziej newralgicznych wydarzeń mających miejsce po meczu. Muszę przyznać, że jestem lekko rozczarowany, sądząc po reakcji rządu spodziewałem się dantejskich scen...

Wydarzenia jakie miały miejsce, ok - nie powinny mieć miejsca. Tłum nie powinien wbiegać na murawę po meczu. Nie powinno być zrywania krzesełek i rzucania nimi. I zdecydowanie takich wyczynów jak ten "bohatera", który kopnął fotoreporterkę. Poza tym jednym incydentem nie były to jednak jakieś drastyczne, krwawe zajścia. Uczestniczyło w nich mniej niż 5% kibiców i działo się nic co, od czasu do czasu nie zdarzałoby się czasem w ostatnich 20 latach. Skąd więc ta zmiana u polityków? Mecz wydawał się być beznadziejnie zabezpieczony. Policja i firma ochroniarska solidarnie zawaliły sprawę prezentując typowe dla polskiej policji popadanie ze skrajności w skrajność: totalną bezczynność i bezradność przeplatając bezmyślną brutalnością. Mecz zakończył się rzutami karnymi. Już przed końcem normalnego czasu gry przed barierkami oddzielającymi trybuny od murawy powinien pojawić się kordon służb bezpieczeństwa. Tymczasem ochroniarze nie pojawili się tam nawet w trakcie rzutów karnych, które jak wiadomo wyzwalają w oglądających spore emocje. Przed ostatnim karnym widać było ogromną grupę kibiców Legii stojących tuż za bramką, na którą strzelano karne. Tuż za reklamami. To niebywałe, że w takich warunkach sędzia nie przerwał meczu, a policja nie interweniowała. Czy czekała na dalszy rozwój wydarzeń? Jeśli tak, to na czyje polecenie? Jak w takich warunkach bramkarz Lecha miał bronić karnego? Niestety ale mocno wygląda to na prowokację służb porządkowych. Po udanym strzale setka, może dwie osób wbiegła na murawę świętując zwycięstwo z piłkarzami i przy okazji rozbierając ich do bielizny. Trudno powiedzieć, czy piłkarze lubią takie świętowanie zwycięstw, nie jestem piłkarzem, lecz część z nich zdawała się autentycznie cieszyć razem z kibicami, bo jak inaczej tłumaczyć np. takie obrazki czy też takie, podczas gdy inni zaniepokojeni udali się szybko do szatni. Szybki kontratak policji w ciągu minuty wypchnął tłum z powrotem na trybuny. Pracownicy ochrony mieli ze sobą sprytne przenośne miotacze gazu, z których ochoczo skorzystali (ciekawe czy dostało się też piłkarzom). Po opanowaniu porządku na murawie większy oddział policji udał się w stronę kibiców Lecha jakby czekając na reakcję. I co było łatwe do przewidzenia, dzielni chłopcy w mundurach doczekali się. W ruch poszły krzesełka i różne elementy znajdujące się pod ręką w większości zamaskowanej młodzieży. W ruch poszły gumowe kule, które zdecydowanie uspokoiły sytuację. Wszystko to trwało ok 5-6 minut, po czym puchar mógł być spokojnie wręczony.

Tak jak pisałem wyżej, nie popieram dewastacji stadionów. Grupki, które chcą konfrontacji, powinny spotkać się w lesie i tam spokojnie powalczyć nie narażając postronnych osób. Tutaj jednak nie doszło do walk między grupami kibiców, ale do spontanicznego wbiegnięcia na murawę w celu świętowania zwycięstwa i do krótkiej szamotaniny z policją. Wszystko powinno się więc skończyć aresztowaniem kilkunastu najbardziej krewkich zadymiarzy, spędzeniem przez nich nocy na komisariacie, karami grzywny, zapłatą za straty przez obydwa kluby po połowie (w sumie jak podano - 40 tys. zł. - żadne pieniądze dla takich klubów) i ewentualnie przemyśleniem czy stadion w Bydgoszczy nadaje się do takich meczów. Oraz kilkuzdaniowymi notkami na ostatnich stronach gazet. Tymczasem mamy do czynienia z burzą. Premier zwołał konferencję prasową i zapowiedział, że zrobi ze stadionami porządek jak z dopalaczami. Po czym, gdy Wielki Brat niczym Putin huknął pięścią w stół, już różni ministrowie i komendanci policji na wyprzódki zwołują swoje konferencje gorliwie prześcigając się w pomysłach (ciężko się dziwić - boją się gniewu Słońca Peru). Popularne gazety dają na pierwsze strony ogromne zdjęcia i artykuły. Temat przebił informacje o Bin Ladenie. O co więc chodzi?

Może piłka nożna stała się nagle ważna z uwagi na nadciągające EURO 2012? Może o to, że rząd nie mając sukcesów na innych polach usilnie szuka tematu zastępczego? Może o to, że kibice zaczęli przejawiać ostatnio inne zainteresowania niż wyłącznie sportowe? Zaczęło się od konfliktu Gazety Wyborczej z kilkoma klubami kibica. GW jakiś czas temu wymyśliła sobie krucjatę polegającą na próbie wyeliminowania fanatycznych kibiców ze stadionów, teraz jednak ponosi klęskę za klęską. Wyeliminować ich się nie udało, frekwencja rośnie, poziom zorganizowania grup również, a kibice podjęli dialog przynosząc na stadion flagi parodiujące GW oraz dość ostre politycznie. Można więc powiedzieć, że tzw. punktem bez odwrotu w tym konflikcie był ten transparent przypominający Adamowi Michnikowi jego korzenie rodzinne. Przy okazji wzrastającej fali zainteresowania takimi tematami, kibice zaczęli interesować się także polityką i wznosić hasła antyrządowe. I zapewne właśnie o to chodzi! Media dość słabo odnotowały fakt, że przed meczem PP obydwa kluby kibica zorganizowały akcję pozostawiając pusty sektor i rozmieszczając na nim flagi z antyrządowymi hasłami. To rozsierdziło sztab premiera, jednak warto zadać pytanie: a właściwie to dlaczego kibice nie mają mieć prawa do własnych poglądów politycznych? Dlaczego teraz po wszystkich stadionach ligowych ochrona zrywa antyrządowe transparenty? Dlaczego policja zwiększyła o kilka stopni poziom agresji wobec zwykłego przedstawiania swoich poglądów politycznych? Czy kibice są jakimiś podludźmi i nie mają prawa głosu? Dlaczego aresztuje się, często szesnasto- czy siedemnastolatków, pod fałszywymi zarzutami zaśmiecania czy idiotycznymi przeklinania w miejscach publicznych za prezentowanie niepoprawnych transparentów?

Trzeba przyznać, że piarowcy Tuska niesamowicie sprawnie wybierają tematy zastępcze mające na celu ukrycie własnych niepowodzeń bądź niespełnienie przedwyborczych obietnic. Prawie zawsze celem są jacyś "chłopcy do bicia" mający albo różne grzechy na sumieniu albo fatalny odbiór społeczny. Najpierw był to hazard. Ciężko go było bronić, bo większość ludzi szybko wyłącza myślenie słysząc to słowo. Choć nikt ich do próbowania hazardu nie zmusza, to z jakiegoś powodu popierają walkę z nim, sami masowo przegrywając spore sumy w twardym hazardzie jakim jest totolotek. Zamiast wziąć odpowiedzialność za swoje czyny i zrozumieć, że hazard jest dla nich zagrożeniem tylko jeśli sami pozwolą mu nim być, z łatwością dali wmanewrować się w prowokacje rządu. Kolejnym tematem były dopalacze. Wymarzony chłopiec do bicia. Próba atakowania rządu za walkę z dopalaczami to niemal pewne sprowadzenie na siebie potępienia społecznego i ostracyzmu. Nawet łamiącej wszelkie zasady bezprawnej formy tej walki nie można było oprotestować by nie narazić się na zarzuty "co ty, bronisz mafii narkotykowych?", gdy tymczasem prawdziwe mafie nieźle na posunięciach rządu skorzystały... Z cenzurą internetu nie wyszło. Ten jeden raz atak był źle przygotowany, chłopiec do bicia źle wskazany, a społeczność za silna. Próbowali kilka razy, ale jak na razie (kto wie czy nie czasowo) odpuścili. Teraz przyszedł czas na kibiców. Piarowcy Tuska wymyślili sobie, że nic nie wzbudzi takiej odrazy w "zdrowej tkance społecznej" jak wizerunek hordy bezmózgich typów tyranizujących bezbronne miasta i stadiony, którym nadano pejoratywną łatkę "kibola". Bezmyślni, tępi, pijani "kibole" są więc teraz wrogiem społecznym numer jeden. "Naprawdę chcesz ich bronić?" - na pewno zaraz odezwą się takie głosy.

Tak. Fanatyczni kibice mają wiele grzechów na sumieniu. Jednak trzeba sprowadzić rzeczy do właściwych proporcji. Grupy dorosłych ludzi mają prawo pobić się w ustronnym miejscu nie wciągając w to osób postronnych. A jeśli demolują mienie prywatne, czy atakują niewinne postronne osoby, to powinni za to odpowiedzieć jak każdy, kto by to robił w dowolnym innym miejscu. Jeśli kibic rzuci kamieniem czy kopnie dziennikarza, to jest taki sam czyn, jakby zrobił to związkowiec na wiecu, czy jakikolwiek człowiek na ulicy, (p)osłów czy ministrów nie wyłączając. Poddać pod sąd (normalny, a nie jakiś błyskawiczny, pseudosąd wykonywany w policyjnej kanciapie pod stadionem - jak teraz proponuje rząd), osądzić, ukarać jeśli winny i koniec. Indywidualnie - bez odpowiedzialności zbiorowej! Bez tego największego przekleństwa XX wieku. Przestępców ukarać, kibiców jako grupę zostawić w spokoju. Medialna nagonka nie jest nikomu do niczego potrzebna. To znaczy jest - rządowi. W miarę wzrastania świadomości politycznej u kibiców rządzący zaczynają czuć się zagrożeni. A jednocześnie nadal mają poczucie własnej siły mając w pamięci udane akcje przeciwko hazardowi, czy dopalaczom i sądząc że odbiór społeczny "kiboli" będzie na tyle zły, że walka uda się bez kłopotu. Liczą, że społeczeństwo nie zauważy jak wraz z fanatykami Donald wyleje z kąpielą także zwykłych kibiców. Jak doprowadzi do tego, że policja (która z natury nie ma ochoty na wysiłek związany z ochroną trudnych meczów) zacznie rządzić sportem wybierając sobie które mecze mogą się odbyć, a które nie. Które mogą odbyć się z udziałem publiczności, a które nie. A kto wie - może to tylko próba przed podobnym ograniczeniem praw do demonstracji i zgromadzeń politycznych w przyszłości? Jakby na to nie patrzeć, to wydaje się, że akcja rządu ma dla niego same plusy...

Ale tak nie będzie. Myślę, że Donald Tusk tym razem mocno się przeliczy. Kibice są zbyt liczną i zbyt dobrze zorganizowaną grupą, by dać się tak łatwo zastraszyć. Jedyne do czego doprowadzą siłowe rozwiązania rządu wprowadzane "w trybie hazardowym" (albo "dopalaczowym") to wybuch i eskalacja agresji. Agresja rozleje się po Polsce w sposób bezprzykładny, jakiego ten kraj nie widział od stanu wojennego. Czy piarowcy Tuska nie mają dość wyobraźni, by wyobrazić sobie co może dokonać pod siedzibą rządu, czy parlamentem kilka tysięcy agresywnych i zdeterminowanych młodych ludzi? Jeśli przy okazji wydarzy się jakiś ostrzejszy kryzys gospodarczy w Polsce, to będzie tu drugi Egipt. Sztab Tuska powinien zacząć od przypomnienia sobie zamieszek w Słupsku kiedy to po zabiciu przez policjanta młodego kibica koszykówki przez kilka dni rozszalały tłum dewastował miasto, a policja nie mogła zrobić kompletnie nic. Tak to się skończy, bo kto sieje wiatr, ten zbiera burzę panie premierze...

PS. Rozbawia mnie powtarzana przez dziennikarzy z uporem maniaka teza jakoby Niemcy i Anglicy dawno poradzili sobie z zajściami na meczach. Przykład pierwszy z brzegu: 7 maja we Frankfurcie grupa kibiców dostała się na murawę próbując... pobić własnych piłkarzy po przegranym meczu. Działo się to w niemieckiej ekstraklasie! Zgadnijcie Państwo sami, czy po tym zajściu Angela Merkel ogłosiła konferencję prasową...

sobota, 7 maja 2011

Równouprawnienie

Jakiś czas temu pisałem, że feminizm wkrótce zatoczy koło i przekroczy próg śmieszności. I tak się stało. Nieustannie forsowana przez feministki i pokrewne im grupy polityka równouprawnienia raz spuszczona ze smyczy zaczyna kąsać najdziwniejsze nogawki z wielce brutalną systematycznością. Oto Rzecznik Praw Obywatelskich zakwestionował tańsze bilety dla kobiet na mecze piłkarskie, które kluby wprowadziły by zachęcić więcej kobiet do przychodzenia na stadiony (bo jak to mówią kobiety łagodzą obyczaje, ups a może pisać tak to już seksizm?)

Przedstawiciele klubów piłkarskich najpierw pewnie nieźle się uśmiali, jak każdy kto widzi jak ktoś z poważną miną wypowiada kabaretowe teksty, ale potem pewnie mina im zrzedła. Bo RPO miał to na myśli tak na poważnie poważnie. I poddał uzasadnienie, które nie chwaląc się, przewidziałem już kilka miesięcy temu: niesławną ustawę o zakazie nierównego traktowania osób fizycznych o której pisałem, że zakład fryzjerski będzie musiał ustalić identyczne stawki za strzyżenie damskie i męskie, a kluby płacić jednakowo wszystkim kopaczom (ups, a może nie powinienem podpowiadać RPO, który z tych dwóch "postulatów" zrobił jakiś miks). Wydaje się to wszystko śmieszne, ale nie jest. Polecałem Państwu zapamiętać datę 01.01.2011 jako początek nowej epoki. Dnia, w którym bez wątpienia mamy do czynienia z końcem wolności gospodarowania swoim majątkiem, swoją firmą i końcem swobody zawierania umów cywilnoprawnych oraz de facto wprowadzenie nowej mutacji socjalizmu. A naprawdę czy myśleliście, że z ta ustawa będzie martwa? Jak można spodziewać się, że po otworzeniu Puszki Pandory nic brzydkiego z niej nie wylezie? Pierwsza pokraka już wylazła, a kolejne sprawią, że w następnych latach będzie jeszcze nie raz śmiesznie. Jak w "Misiu" Barei albo gorzej. Ale to nie będzie tak naprawdę wcale śmieszne...

wtorek, 3 maja 2011

Pokój bez klamek

Cała Polska jak jeden, wielki pokój bez klamek, a w nim stado ubezwłasnowolnionych, ale za to bardzo bezpiecznych baranów - to jest właśnie ideał każdego (p)osła i każdego członka rządu. Dopiero wtedy będzie prawdziwy porządek w ich mniemaniu. O tym jak rząd PO, dla naszego rzecz jasna dobra, uchronił nas przed hazardem i dopalaczami już było. Tymczasem pomysły (p)osłów z innych partii nie są wiele lepsze...

Oto PIS wraca do niesławnego pomysłu zakazu noszenia noży dłuższych niż 8cm. Obywatel rozbrojony, już nawet z noża, jest całkowicie bezbronny. Czy o to chodzi (p)osłom? Czy też jednak jest to robione jak zwykle: dla naszego dobra, którego mamy już tak mało? A może chodzi o interesy świata przestępczego - mało prawdopodobne, ale jednak: a nuż obywatel uzbrojony w nóż obroniłby się przed przestępcą uzbrojonym w broń palną (bez której musi się obywać dlatego jest obywatelem)?

Dzielni chłopcy z SLD chcą z kolei zakazu sprzedaży napojów energetycznych młodzieży Po Red Bulla czy nawet Yerba Mate z dowodem osobistym? To może wymyślić tylko osoba o mentalności klawisza z zakładu psychiatrycznego. Niestety Ministerstwo Zdrowia odnosi się do tego projektu "przychylnie". Jak do każdego złego projektu...

Skoro dzielne (p)osły dwoją się i troją by uchronić nas przed śmiertelnymi niebezpieczeństwami, podpowiem im kilka pomysłów.
  • Zakaz używania widelców i noży w miejscach publicznych. Niech restauracje przejdą na pałeczki (byle nie pałki!). Oto złowrogi przykład do czego może prowadzić niewłaściwe korzystanie ze sztućców. Rząd zdecydowanie powinien nas przed tym uchronić!
  • Zakaz sprzedaży substancji trujących i psychoaktywnych (aka dopalaczy): gałki muszkatołowej, klejów, rozpuszczalników, lakierów, farb, herbaty, kawy, benzyny, olejków zawierających piołun, szałwię lekarską, tuję, wrotycz pospolity, w tym alkoholi je zawierających (absynt, wódka żołądkowa), ech alkoholu też oczywiście i w każdej postaci, w tym produktów kosmetycznych zawierających go oraz płynu do spryskiwaczy, tytoniu, tabaki, papierosów, produktów zawierających taurynę lub guaranę, rzecz jasna podtlenku azotu (gabinety dentystyczne), gazu ziemnego we wszelkich postaciach (zapalniczki!), wszelkich parafarmaceutyków zawierających niebezpieczne substancje a w tym: syropów na kaszel (słynny Tussipect) i leków przeciwbólowych. No i oczywiście środków ochrony roślin, owadobójczych, odstraszających gryzonie, nawozów sztucznych oraz wapna palonego. Jeśli chcemy by nasze dzieci były bezpieczne śmiało domagajmy się od rządu delegalizacji tych jakże niebezpiecznych środków! Czy to w porządku, że produkty te każdy może nabyć w byle sklepie i następnie nieświadomy zagrożenia spożyć? Osoby, które na specjalnym wniosku złożonym Ministerstwu Zdrowia, wykażą uzasadnioną potrzebę użycia tychże środków do celów przemysłowych, będą mogły otrzymać jednorazowy przydział pod warunkiem wpuszczenia na teren ich używania specjalnej inspekcji Sanepidu.
  • Wzywam do zorganizowanej akcji dążącej do eliminacji jakże niebezpiecznych grzybów leśnych zawierających substancje psychoaktywne i/lub trujące. Jest to lista ponad 5000 gatunków, wymienienie ich pozostawię więc stosownej ustawie. Jako przykład można podać używane przez niektórych do narkotyzowania się a rosnące w Polsce łysiczkę lancetowatą i muchomora czerwonego.
  • Również wiele odmian kaktusów i sukulentów zawiera niebezpieczne substancje odurzające. Należy zabronić ich wwozu do Polski oraz hodowli pod jakimkolwiek pretekstem. Jak ktoś chce się narkotyzować - droga wolna, niech się przeprowadzi do Meksyku!
  • Obowiązek wychodzenia z domu w kasku każdorazowo gdy obywatel ma zamiar poruszać się w obrębie 500m od budynków o wysokości powyżej jednego piętra.
  • Nakaz montowania poduszek powietrznych oraz pasów bezpieczeństwa w fotelach obrotowych. Ileż to groźnych kontuzji uniknie dzięki temu nasze społeczeństwo!
  • Obniżenie napięcia w sieci elektrycznej do 12V co pomoże uchronić setki osób przed groźnymi w skutkach porażeniami elektrycznymi. Wszelkie działania związane z siecią elektryczną powyżej 12V powinny wymagać certyfikatu państwowego potwierdzonego egzaminem wykonywanym przez Ministerstwo Wysokich Napięć.
uff... dość żartów, jeszcze (p)osły wezmą je na poważnie...
Czy myślicie Państwo, że to szaleństwo? A czy nie jest szaleństwem zmuszanie dorosłych ludzi (dla ich dobra ma się rozumieć) do przypinania się pasami we własnym samochodzie? A kto jest temu winien? Każdy. Każdy kto choć raz powiedział na głos, że warto poświęcić małą odrobinę wolności na rzecz zwiększenia bezpieczeństwa.