sobota, 16 lipca 2011

Państwowa Inspekcja Gościnności

Państwo nakłada coraz więcej regulacji na prywatne firmy (czy można wciąż nazwać je prywatnymi gdy urzędnik ma wobec nich więcej uprawnień niż formalny właściciel?). Ostrzegałem jakiś czas temu, że przyjęcie tzw. ustawy o dyskryminacji może mieć daleko idące konsekwencje. Polacy rzadko do tej pory z niej korzystali ale zaczynają się już pierwsze pozwy. Prawdziwe konsekwencje czekają nas jednak dopiero w przyszłości.

Absurdalność takich przepisów przestaje być społeczeństwu widoczna dość szybko. Wprawdzie obecnie większość ludzi jeszcze podśmiewa się słysząc, że fryzjerzy będą musieli strzyc kobiety i mężczyzn za tą samą stawkę, a agencja modelek będzie musiała płacić brzydszej tyle samo co ładniejszej, ale założę się że za kilka lat będą śmiać się z kogoś kto będzie twierdzić że ten przepis to absurd. Podobnie jak nie da się w dzisiejszych czasach wytłumaczyć, nawet całkiem inteligentnym osobom, że płaca minimalna to patologia.

W takich sytuacjach pomocne są analogie. Wyobraźmy sobie, że prywatne domy traktowane są jak prywatne firmy. Zastanówmy się przez chwilę "co by było gdyby...".

Zapraszasz gości do swojego "prywatnego domu". Przychodzi kilkanaście osób, jest muzyka, wino, poczęstunek. Zabawa się rozkręca, a atmosfera jest miła. Nagle jednak jeden z gości wstaje obrażony i niespodziewanie grozi nam pozwaniem do Sądu Gościny za to, że poczęstowaliśmy go gorszym winem niż sąsiada. "To skandal i dyskryminacja! Każdy ma prawo do takiego samego wina! Dobre wino to nie przywilej, to obowiązek gospodarza! Jak nie stać go na dobre wino, to niech nie zaprasza gości!" - krzyczy. "To prawda" - dodaje siedząca opodal kobieta - "to skandal jak nas tutaj traktują, przed kwadransem skończyły się krakersy a gospodarz wciąż ich nie uzupełnił! Nie dba o zapewnienie podstawowych Praw Gości!". Nie dosłyszałeś fragmentu w którym mówili o sądzie, więc nie denerwujesz się. Goście czasami bywają marudni, trudno - trzeba się bardziej postarać. Aby nie psuć atmosfery otwierasz skrzynkę swojego najlepszego wina, które trzymałeś na specjalną okazję i zabawa trwa dalej. Po pewnym czasie goście zaczynają jednak wysuwać kolejne roszczenia. "To skandal - mamy za mało światła. Powinna tu być co najmniej żarówka 100W a gospodarz używa 80! Zgłoszę ten przypadek do Państwowej Inspekcji Gościnności. To rażące naruszenie BHP gościny!" - krzyczy starszy, łysawy mężczyzna. Zastanawiasz się czy na pewno go zapraszałeś oraz czemu, skoro uważa że jest za ciemno, nie pójdzie sobie do własnego domu albo nie poszuka innej imprezy... "To nie wszystko." - krzyczy inny. "Odkryłem coś jeszcze gorszego. Nie jesteśmy tutaj karmieni prawidłowo! Zgodnie z ustawą o Minimalnej Gościnie każdy goszczący w swoim domu gości zobowiązany jest do dostarczenia co najmniej raz na 4 godziny dwóch kanapek minimum z żółtym serem oraz jedną herbatę. Sprawdziłem dokładnie. Odkąd tu jesteśmy dostałem zaledwie jedną kanapkę, a o herbatę musiałem się wykłócić, grożąc żonie gospodarza założeniem Związków Gościnnych. To prawdziwy skandal. Nie zostawię tak tej sprawy!". Trochę cię to wszystko zaczyna denerwować. Atmosfera i tak już upadła postanawiasz więc zakończyć zabawę i wyprosić gości. I tak już raczej nie obrażą się bardziej. Zaczynasz więc, tak delikatnie na ile tylko potrafisz, proponować gościom wyjście. Wspaniałomyślnie decydujesz się opłacić im powrót do domów taksówkami. Nic z tego, to nie koniec nieprzyjemności. Najgłośniej wcześniej krzyczący z mężczyzn oznajmia: "Wyrzucanie Gościa, który ujawnił na przyjęciu poważne nieprawidłowości jest zwykłą zemstą i nielegalną dyskryminacją. Gospodarz nie ma do tego prawa. Państwowa Inspekcja Gościnności na pewno się o tym dowie. Nie uniknie pan również pozwu do Sądu Gościnności!". Inni wtórują mu: "Nie może być tak, że się nas zaprasza a potem wyprasza. Mamy prawo do stabilnego goszczenia. Jak tu przychodziliśmy, to spodziewaliśmy się zostać przez cały wieczór. Ten wyzyskiwacz narusza nasze podstawowe prawa. Żądamy bezpiecznych miejsc gościny, w której będziemy mogli gościć się aż do emerytury bez stresującego szukania kolejnych domów! Poinformujemy media o tym skandalicznym miejscu!" Goście wychodzą zostawiając sterty brudnych naczyń, poniszczony parkiet, pomazane ściany i mnóstwo rachunków do zapłaty. Myślisz jednak, że najgorsze już za tobą, bo w końcu sobie poszli. Nic z tych rzeczy. Dostajesz wkrótce serię mandatów i grzywien do zapłaty, w telewizji pokazują twój dom w reportażu z cyklu "kanalie miesiące", ludzie spluwają przed tobą gdy mijasz ich na ulicy, a sąd nakazuje ponowne zaproszenie wyproszonych gości i zorganizowanie im trzech imprez z zachowaniem wszystkich standardów opisywanych przez Kodeks Gościny albo wysokie odszkodowania. Nie chcąc ich więcej widzieć na oczy decydujesz się na drugie wyjście. To powoduje, że pojawiają się długi. Twój dom nieremontowany podupada. Cierpisz na depresję, a twoja żona chce się z tobą rozwieść. Wszystko przez to, że nieopatrznie zaprosiłeś kiedyś niewłaściwych gości do swojego domu. Wkrótce jesteś zmuszony sprzedać go aby pokryć długi. "Wstrętny kapitalizm. Za komuny było lepiej - nikt nie panoszył mi się do tego stopnia w moim własnym domu" - myślisz. Postanawiasz już nigdy, nigdzie, nikogo nie zapraszać, a wyłącznie wpraszać się samemu...

piątek, 8 lipca 2011

Pan urzędnik

Jakiś czas temu obiecałem napisać jak postępuje walka z biurwokracją sabotującą mi budowę domu. Dość długo nic nie pisałem, bo nie było o czym. Stworzenie dokumentu nazywającego się Warunki Zabudowy trwało 4 i pół miesiąca. W internecie przeczytałem, że nie jest tak źle, pechowcy czekają czasem pół roku pomimo braku jakichkolwiek problemów czy sporów z sąsiadami. Łaskawi widać u mnie ci urzędnicy...

Jakoś nie mogę się oprzeć by po raz kolejny nie napisać, że jeśli komuś roi się, że tzw. komuna upadła to powinien spróbować zbudować dom. Myślisz, że działka jest twoja? Sądzisz, że jeśli nie zakłócasz budowlą spokoju czy widoku na działkach sąsiadów to możesz budować bez przeszkód? Wydaje ci się, że jak masz projekt domu, to papierologia za tobą i czas startować prace budowlane? O, co to, to nie! Musisz spytać jeszcze o pozwolenie swojego pana i łaskawie poczekać...

Żeby chociaż to była tylko czysta, lecz uciążliwa formalność. Nie! Urzędnik wydaje dość precyzyjny nakaz opisujący co i jak ma być budowane. Mój projekt jest na szczęście całkiem standardowy i warunki zabudowy niczego mi nie zablokowały, ale... długość ściany nie może przekroczyć 10 metrów +/- 20%, fasada ma być co najmniej Xm. od drogi, wysokość kalenicy Y. Maksymalny kąt nachylenia dachu Z. I tak dalej. Łaskawcy przynajmniej pozwolili wybrać czy dach ma być płaski czy spadzisty. Ludzcy panowie znaczy się... I żeby to jaki park narodowy był, albo działka naprzeciwko Wawelu, to może bym i zrozumiał, że nie wolno budować byle czego. Ale to boczna ulica a wokół domy najróżniejsze i każdy inny: bogate, biedne, ładne i rozpadające się rudery, parterowe i piętrowe itp. To nie ważne. Urzędnik - twój pan i musi uzasadnić swoje istnienie oraz podkreślić panowanie przez tworzenie ograniczeń, uzgodnień i regulacji. Ludzki pan - budować pozwoli, ale dyskretnie przypomni, że to on tutaj rządzi i ustala reguły.

Cały proces pokazuje, że to w zasadzie już nie kapitalizm, czy socjalizm, ale po prostu ZWYKŁY FEUDALIZM powrócił. Z tym, że kiedyś feudał to był człowiek na jakimś poziomie a ponieważ jego dzieci dziedziczyły dobra, to przynajmniej dbał żeby wasale nie popadali z głodu albo nie pouciekali gdzieś daleko. I taki wasal jak go ładnie poprosił i czynsz czy podatek uiszczał bez problemów a w razie potrzeby udzielił wsparcia militarnego, to zazwyczaj mógł budować sobie taką chałupę czy pałac jakie chciał. A dziś? Dziś naszym panem feudalnym jest urzędas. Ni to na poziomie, ni to z urodzenia arystokracja, ni to nawet wykształcone. Ale to on decyduje: czy budujesz, kiedy budujesz i co budujesz na działce, którą w swojej łaskawości pozwala ci nazywać swoją. I tak samo jest w innych sprawach w tym kraju. Pozwolenie na to by handlować sałatą na targowisku, zezwolenie na założenie gazety, meldowanie gdzie zamieszkujesz, a wkrótce może chip pod skórę i pozwolenie na opuszczenie mieszkania, co? Nie ma to jak wolny kraj...


PS. Z innej beczki, ale dziwi mnie to nieustannie więc znów to napiszę. Hipokryzja dziennikarzy i polityków sięga w Polsce wyżyn. Po skazaniu w Białorusi białoruskiego korespondenta Gazety Wyborczej na 3 lata w zawieszeniu za zniesławienie Łukaszenki podniosło się w straszne larum. Nawet różne Buzki i insze polityki załamywały ręce jaki to panie totalitaryzm w tej Białej Rusi... Oczywiście ściganie z urzędu i skazywanie dziennikarza za krytykowanie i zniesławianie prezydenta nie jest dobre. Nie popieram cenzury. Ale chodzi o coś innego. Mianowicie o to, że cichaczem, bez rozgłosu, w Polsce... dzieje się to samo. Niejaki Karol Litwin, student KUL, został skazany na... 3 lata w zawieszeniu za nazwanie w gazetce kibiców Korony Kielce premiera Tuska ćwokiem. Niestety Gazeta Wyborcza jakoś zapomniała o tym napisać... To co, mamy jednak ten totalitaryzm w Polsce, czy na Białorusi jest ok? Profesorze Buzek, a czemu nie załamuje Pan rąk i nie krzyczy: biada nam, mamy w Polsce totalitaryzm?