sobota, 20 sierpnia 2011

Dlaczego zbojkotuję E*** 2***

Miało być pozytywnie, ale się nie da. Co rusz trafia się bowiem idiotyzm, który tak irytuje, że nie można go przemilczeć. Korporacyjno-mafijny socjalizm jaki w ostatnich latach zakwitł na kontynencie europejskim nie daje o sobie zapomnieć. Tym razem będzie więc o tym, dlaczego mam zamiar zbojkotować imprezę zwaną E*** 2***.  A po co gwiazdki stanie się jasne po przeczytaniu całości.

Nie zamierzam bojkotować meczów polskiej reprezentacji. Dlatego że to polska reprezentacja i ma specjalne prawa. Jednak oświadczam, że: nie obejrzę żadnego innego meczu, nie kupię żadnego produktu ani usługi zawierających logo bądź pośrednio lub bezpośrednio powiązanych z U*** lub E*** 2*** i będę zachęcać wszystkie osoby, które znam do poparcia bojkotu.

A teraz od początku o co chodzi. Europejska piłka nożna została niestety zmonopolizowana przez  organizację pod nazwą U***, która zastrzegła sobie szereg praw związanych z imprezą pod nazwą E*** 2*** i sprzedaje je tylko wybranym pojedynczym partnerom uniemożliwiając prowadzenie innym firmom jakiegokolwiek powiązanego biznesu. O to ostatecznie nikt nie może mieć pretensji - każdy może współpracować z kim chce (za wyjątkiem rządu, o czym będzie dalej) nawet jeśli działania te przypominają działania mafii. Chociaż uważam, że piłce nożnej BARDZO przydałoby się istnienie więcej niż jednej federacji i konkurencja między nimi, taka jak choćby w boksie, to mówi się trudno - jest monopol a skoro kibice, piłkarze i działacze się na niego godzą - tak musi zostać. Nie chodzi mi też, a gdzież tam, o użycie oficjalnych znaków graficznych logo. Nie jestem skrajnym infoanarchistą i uznaję prawa autorskie do znaków graficznych. Ale do cholery - tylko do unikatowych dzieł o charakterze twórczym! Tymczasem U*** grozi firmom, które używają zwrotów słownych E*** 2***. Co gorsza okazuje się, że ma do tego prawo! Okazuje się, że dwa popularne słowa razem wzięte można już zastrzec choć nikt nie wmówi mi, że ma to coś wspólnego z unikatowym dziełem czy twórczością. Nawet polskie ministerstwo nie może z tym nic zrobić i nakazało firmom, które przygotowały plakaty i ulotki - zniszczyć je (nawet te zrobione za pieniądze z dotacji unijnych!).

Nie rozumiem jak i dlaczego zgodziliśmy się na przyjęcie mafijnego prawa, które pozwala rejestrować pospolite słowa. Okazuje się, że nawet użycie ich w domenie internetowej jest nielegalne, chyba że komuś będzie się potem chciało w sądzie dowodzić, że pod domeną euro2012.pl planował założenie strony prognozującej kurs waluty euro w roku 2012 i że nie ma to kompletnie związku ze sportem. Ale że w III RP z decyzjami sadów różnie bywa, to krok taki wymagałby sporej odwagi... A co jeśli ktoś zarejestruje sobie np. nazwę 'Polska 2013'? Nie będzie można pisać nic o Polsce w roku 2013? Ups... analiza strony U*** której nie podam, żeby nie reklamować tej sitwy, pokazuje że zastrzeżone są nawet takie nazwy jak: "EM 2***", "P***** U*******" (nazwy dwóch sporych krajów w Europie, co oznacza m.in. że żadna gmina przygraniczna nie może już zorganizować wspólnej imprezy ze stroną ukraińską i tak jej nazywać), czy hasło "R**** T******* P*********" (do rozkodowania we własnym zakresie, dodam że dość popularne hasło). Jeśli można już zastrzec nazwy krajów, to sytuacja doszła zdecydowanie za daleko. Ktoś temu absurdowi powinien powiedzieć głośno DOŚĆ i krzyknąć, że NIE MA CZEGOŚ TAKIEGO JAK ZASTRZEŻONY ZNAK SŁOWNY DO CHOLERY JASNEJ WY ZŁODZIEJSKIE NASIENIE!

Oczywiście jeśli masz ochotę to możesz używać nazwy E*** 2*** na całkowicie niekomercyjnej stronie (co oceni U*** rzecz jasna i jak się jej nie spodoba to wezwie cię do natychmiastowego zamknięcia witryny) w ten sposób za darmo reklamując ich imprezę (dlatego zgodzą się na to - co za łaska). Niech więc na baczności mają się portale internetowe (nawet te duże) relacjonując imprezę. Jedna reklama i już trzeba będzie liczyć na łaskę ojców chrzestnych, że tym razem przymkną oko na tę swawolę.

Nie wolno będzie nawet w żaden sposób sugerować na swojej stronie, usłudze czy produkcie, że jest się jakkolwiek związanym z tą żałosną imprezą. Można wtedy zostać pozwanym za "marketing pasożytniczy" co jest podobno ciężkim przestępstwem. Wychodzi więc na to, że żaden restaurator, hotel czy osoba wynajmująca pokoje nie może głośno mówić, że ma coś wspólnego z E*** 2***. Jeśli to nie jest absurdem, to nie wiem co nim jest. Nazywanie tego nieuczciwą konkurencją to wyjątkowa bezczelność. Jeśli ktoś tu prowadzi nieuczciwą konkurencję to jest nią organizacja, która korzystając z niezasłużonych rządowych przywilejów pozwalających na rejestrację prostych słów zastrasza konkurencję. Tak działają mafie.

Na tym kontynencie powoli cała działalność prywatna, która nie jest zadekretowana przez jakiegoś urzędnika lub mafię jest nieuczciwa i kryminalna. Dlaczego wciąż niektórzy nazywają to wolnym rynkiem to nie mam pojęcia... Równie dobrze w ten sposób można by oskarżyć o nieuczciwą konkurencję każdego sprzedającego pamiątki w Zakopanym (wykorzystuje przecież atrakcję turystyczną, której sam nie stworzył jaką są Tatry), czy dowolny inny biznes w miejscowości z atrakcją turystyczną, zlokalizowany przy ruchliwej drodze, centrum popularnego miasta, czy prowadzony równolegle do jakiejś innej imprezy itp. itd... Z resztą podobna w pewnym sensie sprawa zakazu produkcji oscypków pokazuje, że to się już dzieje na naszych oczach. Czy niedługo kluski śląskie będzie mogła produkować wyłącznie firma zarejestrowana i działająca na Śląsku? A co z podobizną smoka wawelskiego lub syrenki? Będą mogły je używać wyłącznie firmy zarejestrowane w odpowiednich miastach i mające pieczątkę urzędnika?

W tym wszystkim  kompletnie niezrozumiałe jest dla mnie dlaczego E*** 2*** nazywają promocją Polski czy promocją miast i regionów, w których odbędą się mecze. Na tej promocji poza U*** praktycznie mało kto skorzysta. Być może skorzysta na tym kilka pubów pod stadionami, o ile tylko U*** nie każe im wykupić licencji na oficjalną sprzedaż piwa (i nie nakaże sprzedaży piwa tylko jedynego słusznego browaru). Ale na pewno nie setki małych firm, które uwierzyły w zapewnienia rządu, że skoro płacą podatki na budowę stadionów, to przynajmniej coś na tym skorzystają. No właśnie...

U*** nie chce się bawić w biznes z polskimi firmami? Trudno, niech się wypcha. Ale w takim razie DLACZEGO POLSKI RZĄD OFICJALNIE PROMUJE TĘ IMPREZĘ I WYKŁADA NA NIĄ PIENIĄDZE PODATNIKÓW?!? Jeśli U*** jest taka cwana, to niech sama pobuduje stadiony na swoją zastrzeżoną imprezę. A tymczasem korzysta z infrastruktury opłaconej m.in. PRZEZE MNIE, ale nie pozwala mi nawet użyć nazwy imprezy, która się na niej odbędzie. Głupi naród dopłaci do budowy stadionów, które po imprezie będą stały puste i kosztowały kolejne pieniądze, a większość zysków zgarnie U*** i kilka zaprzyjaźnionych z nią zagranicznych firm. (Czy wiecie np., że oficjalne gadżety z logo może produkować tylko jedna firma z Francji i nikt poza tym nie może kupić licencji? To wystarczający powód by nie kupować żadnego.) Durne społeczeństwo, które wybiera durnych polityków jak zwykle zostanie zrobione na szaro (ale będzie mieć ho ho igrzyska).

Po tym wszystkim pozostają niemiłe pytania. Dlaczego nasze prawo pozwala na zastrzeganie popularnych słów i zwrotów? Dlaczego polski rząd nie dba o interesy Polaków tylko zagranicznych mafii i niepotrzebnie zadłuża nasz kraj? Czemu musimy płacić podatki na budowę i utrzymanie stadionów skoro polskie firmy nie zarobią na tej imprezie?

Skoro jest jak jest, to niech U*** wsadzi sobie głęboko tę imprezę. Ja ją bojkotuję.

PS. Blog zawiera reklamy, może więc zostać uznany za komercyjny. Dlatego wszelkie kontrowersyjne i podobno zastrzeżone znaki słowne zostały wygwiazdkowane, co niniejszym radzę robić od dziś każdemu używającemu ich.

PS2. Staszek Bareja jakby żył, to miałby raj. Nie musiałby się wysilać ani wymyślać jakichś skomplikowanych żartów - wystarczyłaby obserwacja telewizji i lektura gazet. Z tymi pubami, to hehe napisałem w dobrej wierze jako absurd. A tymczasem to wszystko prawda - tylko puby serwujące jedyne słuszne piwo będą mogły transmitować relacje z meczów.

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Każdy może zostać bohaterem

Miały być pozytywne wzorce. I będą - po raz drugi, w dodatku tym razem na poważnie a nie komediowo. Niestety coś negatywnego też muszę napisać - i to po raz kolejny o mediach.

W piątkowe popołudnie odbył się w Warszawie mecz Legii z Górnikiem. Na wydarzenie to jak zwykle wybrała się grupa kibiców z Zabrza i okolic - część prywatnymi samochodami, a około 300 osób specjalnie wynajętym pociągiem. Niestety jadącym koleją nie było dane tego dnia bez problemów dotrzeć na trybuny. W okolicy Piotrkowa pociąg specjalny kibiców został bowiem zatrzymany. Jak się okazało był on jednym z pierwszych, który nadjechał tuż po katastrofie kolejowej w Babach (dla osób nieoglądających TV: 1 osoba zginęła, ponad 80 zostało rannych). Kibice gdy zorientowali się w sytuacji mieli do wyboru: wrócić do domów drugim pociągiem podstawionym przez PKP, próbować znaleźć inne środki transportu i dostać się do Warszawy na mecz, lub udać się z pomocą. Cała grupa bez wahania wybrała pomoc poszkodowanym. Należy im się za to tzw. szacun. Nawet jeśli nie pomogli za dużo, to liczy się sam fakt, że w obliczu próby nie poszli na łatwiznę i nie wybrali powrotu do domu lub bardzo ważnego dla nich meczu tylko ofiarnie pospieszyli z pomocą.

Było o bohaterach, to teraz o antybohaterach. Tak się składa, że czasem zdarza mi się jeździć na trasie, na której wykoleił się pociąg, więc w piątkowy wieczór, jak i kolejnego dnia, uważnie oglądałem relacje z katastrofy w najważniejszych stacjach TV. Dziennikarze zrobili z tego, i to akurat słusznie, temat dnia. Były wywiady z policjantami, lekarzami, ofiarami, strażakami, a nawet z okolicznymi mieszkańcami, którzy podobno ruszyli z pomocą poszkodowanym. Były animacje pokazujące katastrofę i rozmowy z ekspertami. Zabrakło chyba tylko wywiadu z maszynistą, co było utrudnione ze względu na fakt aresztowania go przez policję. I to wszystko było, ale jednego newsa ewidentnie zabrakło. O wsparciu przez kibiców nie powiedziono ani słowa. Wiadomo - kibice są teraz na czarnej liście władz i mówić o nich dobrze jest niebezpiecznie - można stracić dobrą posadę. O całej sprawie dowiedziałem się więc przypadkiem z internetu dopiero kilka dni później. W sieci było o tym napisane owszem na kilku stronach (w tym o dziwo na stronie TVP), ale jeśli chodzi o telewizje, to ani TVP, ani TVN ani Polsat nie wspomniały o tym wydarzeniu nawet słowem. Z dużych portali pisała z resztą o tym tylko WP. Oczywiście jeśli gdzieś na meczu padnie niecenzuralna przyśpiewka albo zostanie rozbite krzesełko, to natychmiast staje się to ważnym newsem dnia dla wszystkich stacji. Jak w PRLu - wiadomości mogą być tylko po linii Partii... No cóż, okazuje się po prostu, że w Polsce nie mamy problemu kiboli, ale przede wszystkim problem dziennikarzoli, którzy w swojej nierzetelności, obłudzie i serwilizmie wobec władz przekroczyli już dawno granice przyzwoitości i trwają w tym stanie od lat.

Z tego można wynieść ważny morał. W życiu jest tak, że bohaterem może zostać każdy, nawet przypadkiem jadąc na mecz. Do tego, by zostać mendą i zerem niektórzy wydają się mieć specjalne predyspozycje ale osiągnięcie tego stanu nie jest przypadkowe - sami pracują na niego latami i sami są winni tego, że się stoczyli.

środa, 10 sierpnia 2011

Pieniądze to nie wszystko

W poprzednich miesiącach chyba za bardzo narzekałem na moim blogu. Można nawet by rzec, że stał się on nieco defetystyczny. Zamiast pozytywnych przykładów jak powinno być były w nim głównie narzekania na biurokrację, polityków i postępujący socjalizm. Rzeczywistość jest jaka jest i ciężko jest zmienić.  A więc może lepiej zająć się pracą u podstaw i propagowaniem pozytywnych wzorców? Jest ich mało, ale czasem zjawiają się jak jaskółki na wiosnę.

Szczególnie mało jest produkcji filmowych przedstawiających w sposób pozytywny zdrową, wolnorynkową przedsiębiorczość. Przedsiębiorca w polskiej kinematografii to najczęściej chciwy cwaniak wyciskający krwawicę z ciemiężonych pracowników. Względnie czasem przedstawiane jest w nich beztroskie życie korporacyjnych szczurów lub bajki o amerykańskich Carringtonach i innych Krezusach. Wszystko to albo bezsensowne paszkwile, porównywalne niemal z dawną propagandą krajów "demokracji ludowej" lub niemające oparcia w rzeczywistości fikcje. Wśród nich wyróżnia się film "Pieniądze to nie wszystko". Stanowi on ciekawą odmianę. To obraz, który co prawda pokazuje różne przywary zarówno środowisk nowobogackich biznesmenów z Warszawy jak i bezrobotnych mieszkańców postpegieerowskich wsi, ale równoważy je rolami pozytywnymi i budzącymi sympatię u widzów, w tym głównego bohatera: biznesmena produkującego tanie wina rzuconego przez los w okolicę zamieszkiwaną głównie przez konsumentów jego produktu. I chociaż na początku zbudowanie dochodowego biznesu w miejscu gdzie ludzie "nie mają żadnych dochodów ani potrzeb" wydaje się niemożliwe to, grany przez rewelacyjnego w tej roli Marka Kondrata, biznesmen pokazuje, że prawdziwa przedsiębiorczość, to nie białe kołnierzyki ścigające się w grze pozorów w wielkich korporacjach finansowych, nie mafijne lub polityczne układy ani wielki kapitał. Sedno kapitalizmu to mądry i energiczny lider (wszak słowo capitalism pochodzi od łac. capita czyli głowa) wsparty grupą chętnych do uczciwej i rzetelnej roboty pracowników.

Film J. Machulskiego, to co prawda tylko lekka komedia, ale zawiera ważne przesłanie. Kapitalizm i wolny rynek to nie tylko pieniądze. To także, a właściwie przede wszystkim, ludzkie działanie, realizacja dążeń, marzeń i ambicji. To godność wreszcie. Mieszkańcy wsi dzięki impulsowi energii nadanemu przez przedsiębiorcę budzą się z letargu i nareszcie zaczynają chcieć. Chcieć robić coś co ma sens, nadać swemu życiu znaczenie, mieć coś swojego, być za coś odpowiedzialnym. Choć pieniądze też są dla nich ważne, bo poprawią ich byt materialny, to jeszcze ważniejsze jest poczucie godności i przynależności do pewnej wspólnoty. Oni czują, że swoją fabryczkę zbudowali sami, są za nią odpowiedzialni i gotowi bronić jej z bronią w ręku przed agresywną i nieuczciwą konkurencją.

To wszystko co wyżej napisałem to prawda. Jednak w polskich realiach wydaje się to być utopią. Być może to faktycznie jest utopia, ale potrzebujemy więcej takich przykładów. Pokazujacych, że można zrealizować swoje ambicje i marzenia jeśli tylko się chce i ma ochotę do pracy, ale także pokazujących że pieniądze to nie wszystko. Ważne jest ludzkie działanie, motywacja do niego i godność, której nabiera człowiek wolny, który bierze odpowiedzialność za swój los i sam zarabia na swoje utrzymanie jednocześnie budując dobrobyt społeczeństwa.

W tym filmie jest też mało widoczny wątek, na który wielu oglądających nie zwróciło zapewne uwagi. A jest on ważny i symboliczny. Otóż we wsi jest prywatna firma "Krewetka" - lokalny przedsiębiorca zajmujący się produkcją bodajże właśnie krewetek. Miejscowi bezrobotni nie chcą jednak u niego pracować twierdząc, że to praca uwłaczająca ich godności. To w polskich realiach niestety częsta sytuacja... Jednak już na samym końcu filmu jadą z "Krewetką" autobusem do pracy w jego firmie. Lokalny biznesmen okazuje się być "opcją awaryjną" po tym jak produkcja wina nie wypaliła. Co się stało, że nagle nastąpiła odmiana postaw? Mieszkańcy mówią, że: "liczy się człowiek a nie branża". To ich lider, sprawdzona osoba, człowiek któremu ufają i który wydźwignął ich z nijakości i bezsensowego letargu, polecił im tą nową pracę i to jego autorytet sprawia, że chętniej akceptują "Krewetkę". Dodatkowym, niewypowiedzianym w filmie, powodem jest to, że raz zarażony duchem wolnego rynku człowiek, staje się aktywny, produktywny i chętny do działania. To ważny przekaz.

PS. Oczywiście budowanie dobrobytu społeczeństwa i nabywanie godności, to zwroty nieco przesadzone jeśli mówimy o rozlewni taniego wina. Jednak komedie mają swoje prawa i ich tematyka musi być luźna i prześmiewcza. Problemem jest praktycznie brak filmów poważnych pokazujących dobre strony wolnego rynku, które można by omawiać. Branża filmowa ewidentnie nie lubi kapitalizmu. O tym czemu tak jest można by długo rozprawiać. Ja jednak wolę pokazywać pozytywne wzorce :-)