środa, 7 grudnia 2011

Zbójcy dzielą cudze pieniądze

"Gdzie dwóch się bije, tam trzeci zostanie opodatkowany."
Z cyklu "Nowe przysłowia polskie"

Gdy obraduje tzw. komisja trójstronna wszyscy powinniśmy łapać się za portfele i sprawdzać czy jeszcze są tam pieniądze. Nie wiem do czego pierwotnie było powołane to ciało i kto dał mu legitymizację do występowania w imieniu wszystkich Polaków ale obecnie zajmuje się głównie dzieleniem cudzych pieniędzy. Że co? Że niby każdy jest pracownikiem, pracodawcą albo urzędasem? Otóż nie każdy! A nawet jeśli, to lepiej gdyby jako konsument sam decydował o swoich pieniądzach w drodze wolnorynkowych decyzji niż powierzał je temu stadu wilków. Konsumentem jest praktycznie każdy, ale żaden związek konsumentów w obradach komisji trójstronnej nie uczestniczy. I nic dziwnego. Wilki rzadko dopuszczają owce do dyskusji o tym, która z nich ma być zjedzona...

Jak zwykle kiedy bandyci dzielą łupy to wybuchają wśród nich kłótnie o ich podział. Tak było i tym razem. Skąd wziąć pieniądze? - zapytał z fałszywą troską rząd. I w tym momencie związkowcy i pracodawcy rzucili się sobie do gardeł. Jeremi Mordasewicz reprezentant nomen omen Lewiatana zaproponował by zabrać je... wdowom, a konkretnie zlikwidować tzw. renty rodzinne dla wdów w wieku przedemerytalnym. Nazwałbym rzeczy po imieniu, ale p. Mordasewicz ma zapewne niezłych prawników a ja nie. Poprzestanę więc na tym: panie Mordasewicz - odp... się od wdów. Tak, jestem za zmniejszeniem socjalu, ale na zasadach takich, by każdy w odpowiednim momencie mógł sam zdecydować na co odkłada, w jaki sposób, w jakich ubezpieczeniach uczestniczy i z czyich usług korzysta. Ale w sytuacji gdy ktoś całe życie płacił składki, to świadczenie należy mu się jak psu kość i basta! Umów trzeba dotrzymywać panie Mordasewicz! Tak postępują ludzie cywilizowani w przeciwieństwie do dzikich, którzy obdzierają innych ze skóry tylko dlatego że tak im właśnie wygodnie.

W tym wszystkim jest i jakiś plus. A mianowicie taki, że p. Mordasewiczowi nikt już raczej ręki nie powinien podać, bo kompromituje on całkowicie i siebie i swoją uzurpatorską organizację bzdurząc np. tak:
"Nie może być tak, że kobieta, która pracowała całe życie, dostaje 1,2-1,3 tys. zł emerytury. A kobieta, która nie pracowała, a zmarł jej mąż, ma tyle samo."
Dawniej po czymś takim mężczyzna tracił zdolność honorową. A dzisiaj zostaje ekspertem różnych komisji. Stuknij się pan w głowę byle mocno! Ta kobieta całe życie pracowała w domu po to aby jej mąż mógł w tym czasie całe dnie pracować m.in. na składki rentowe służące temu aby w razie jego przedwczesnej śmierci żona nie pozostała bez środków do życia. I jeszcze dodatkowo ponad połowę tego co w życiu wypracował oddał jako podatki na utrzymanie różnych urzędasów, związkokratów, związków pracodawców i innych pasożytów. A ona teraz ma iść do pracy? W wieku 45 lat i nie mając żadnego doświadczenia zawodowego? Ok, niechby i tak było, tylko niech najpierw Lewiatan albo rząd oddadzą tej kobiecie wszystkie składki rentowe jakie jej mąż zapłacił przez całe życie. Co? To za dużo pieniędzy? To co z nimi zrobiliście złodzieje?

A propos związkokracji... Zapałała ona świętym oburzeniem na propozycje Lewiatana. Jednak dała się ugłaskać pod warunkiem otrzymania odpowiedniej ofiary. Jako warunek dzielne nieroby zaproponowały... kradzież pieniędzy komuś innemu. "Trzeba oskładkować umowy o dzieło oraz sprawić aby przedsiębiorcy płacili składki proporcjonalne do dochodów zamiast ryczałtu". Tu nie proponuję stukania się po głowie. Stukanie po pustym przedmiocie nie da raczej pozytywnego rezultatu... Swoją drogą byłby to malowniczy widok: rząd Tuska upadający po wyjściu na ulice miliona ludzi zwolnionych z kilkuset tysięcy upadłych małych firm... Związkowcy oczywiście nic innego nie potrafią jak kraść cudze pieniądze. A może panowie związkowcy oskładkujemy jeszcze oddychanie?

Koniec końców jeśli żaden ze złodziei nie jest silniejszy to jakoś zwykle dogadują się i dzielą łup. Lewiatan zgodził się na propozycje związkowców pod warunkiem oskładkowania jeszcze dodatkowo górników i rolników.

I w końcu w jaskini zbójców zapanowała pełna zgoda...

piątek, 2 grudnia 2011

Zamiatanie biurokracji pod dywan

Socjalizm bohatersko walczy z problemami nieznanymi w żadnym innym ustroju.
Stefan Kisielewski


Odważny poseł Palikot wciąż walczy z biurokracją. Albo może zamiata ją pod dywan na zlecenie Tuska? Jego działania w komisji Przyjazne Państwo nie dały jak dotąd wiele. Poza ewidentnie antywolnościowymi ustawami, np. ułatwiającymi wywłaszczenia właścicieli nieruchomości, komisja ta jako swój największy sukces przedstawia program jednego okienka. Dzięki niemu zakładający firmę przedsiębiorca miał zaoszczędzić mnóstwo czasu a w konsekwencji pieniędzy. Czy aby na pewno?

Kilka lat temu założenie firmy wymagało wizyty w Urzędzie Miasta, Urzędzie Skarbowym, Urzędzie Statystycznym i ZUS (acha i jeszcze założenia konta oraz wyrobienia pieczątki). Obecnie ZUS i 2 * US załatwi za przyszłego biznesmena UM. Poprzednia procedura trwała, w zależności od lokalizacji tychże instytucji, od kilku godzin do dwóch dni. Niech będzie dniówkę. Licząc mniej więcej ze średniej krajowej, był to koszt jakichś 200zł dla niedoszłego przedsiębiorcy. Teraz załatwi swoje sprawy w 2-3 godziny i zaoszczędzi... chwila, chwila. Ale omawiane urzędy przecież nie zniknęły. Cała biurokracja została ukryta i schowana w korytarzach Urzędu Miasta. A urzędnicy mający na sobie ciężar rejestracji setek takich przedsiębiorców rzecz jasna żądają w dodatkowych etatów. A kto za nie płaci? Ano między innymi wzmiankowany świeżo upieczony biznesmen. Za to co on zrobiłby za 200zł, urzędnik weźmie (tzn. koszty jego stanowiska nie on sam) 300 albo i więcej. Ciekawe byłyby wyniki sondażu gdyby zapytano przedsiębiorców czy woleliby robić takie czynności sami w zamian za niższe podatki czy nie?

Ale nie to jest najważniejsze czy woleliby czy nie. Przedsiębiorca jest od robienia swojego biznesu a nie wysługiwania się urzędom i jeżdżenia do nich z papierkami. Więc bardzo dobrze że już nie musi, przynajmniej podczas zakładania firmy. Tyle że przerzucenie tego na urzędnika NIE JEST ZMNIEJSZENIEM BIUROKRACJI A JEJ ZWIĘKSZENIEM. Wszak liczba zatrudnionych biurokratów wzrośnie a nie zmaleje! (a warto przy tym pamiętać, że na każdego urzędnika przypada pewna liczba zatrudnionych: kadrowych, sprzątaczek, informatyków, ochroniarzy, księgowych, pracowników BHP itp. itd. wzrost nie jest więc liniowy). Dlaczego poseł Palikot uważa to za wielką reformę zmniejszającą biurokrację? Reformą byłoby dopiero faktyczne zlikwidowanie któregoś z biuroidiokratycznych wymogów wobec przedsiębiorców jak np. zlikwidowanie numerów REGON (a najlepiej całego Urzędu Statystycznego), zlikwidowanie ZUSu i wypłacanie emerytur i rent z podatków albo nawet rezygnacja z obowiązkowości składek dla przedsiębiorców, likwidacja numeru NIP itp. To jest faktyczna LIKWIDACJA biurokracji a nie CHOWANIE JEJ.

Poseł Palikot tak się rozpędził w swojej walce z biurokracją, że proponuje kolejne dobrze brzmiące hasła jak zmianę zaświadczeń na oświadczenia. Znów brzmi dobrze, ale po wejściu w szczegóły okazuje się, że nie idzie za tym żadne zmniejszenie ilości obowiązków obywateli wobec władzy bo można przeczytać np. że "Nie musimy (brać) zaświadczenia o zameldowaniu". Czyli stalinowskie prawo o konieczności meldowania władzuchnie gdzie się mieszka ma nadal pozostać. Przynajmniej ten pomysł nie zwiększy raczej liczby urzędników. Ale i to nie jest pewne, bo do kontrolowania (wyrywkowego) oświadczeń może zostać powołana np. nowa służba mundurowa, a kto wie czy uprawnienie do wystawiania zaświadczeń nie będzie jakoś certyfikowane (popatrzcie jak nazywać ma się ta ustawa). Więc znów pseudoreforma i chodzenie w glorii pogromcy biurokracji. To łatwe - zamieść brudy pod dywan i udawać że ich nie ma. Po co denerwować urzędniczą mafię. A tymczasem jest ich już 600 tysięcy i liczba ta rośnie...