niedziela, 4 maja 2014

Ostateczna kompromitacja Tuska

Polityka to sztuka pustych obietnic i manipulacji. Rzadko jednak zdarza się, by polityk przyznawał się do nich otwarcie i ostentacyjnie. A jeśli przy okazji przyznaje się oficjalnie do istotnej zmiany frontu ideologicznego to można mówić o zdarzeniu niemal symbolicznym...
W 2007 roku Platforma Obywatelska wygrała wybory, jako pierwsza partia w historii wyborów demokratycznych w tym kraju, pod hasłem obniżki podatków oraz deregulacji i odbiurokratyzowania gospodarki. Można było więc sądzić, że społeczeństwo dało jako takie przyzwolenie, jeśli nie na radykalne, to przynajmniej na częściowe reformy i że są one tylko kwestią czasu. Dlatego wiele osób wiązało pewne nadzieje z tą formacją i oczekiwało realizacji choć części bogatej listy obietnic takich jak dajmy na to likwidacji abonamentu RTV, obowiązku meldunkowego czy pozwoleń na budowę. Dość szybko jednak okazało się, że były to płonne nadzieje. Już w latach 2008-2009 mogliśmy obserwować jak ekipa rządząca maskuje kolejne podwyżki podatków polowaniami na czarownice a to związane z hazardem, a to dopalaczami. Wielu wyborców już wtedy przejrzało na oczy. Potem było jednak tylko gorzej... Próby cenzury internetu, podwyżka VATu, składki rentowej, skok na kasę OFE, czy oskładkowanie umów cywilnoprawnych to tylko niektóre z licznych sposobów w jaki PO dotrzymywało swoich obietnic wyborczych. Mimo tego partia ta wygrała kolejne wybory w 2011 roku gdyż wiele osób dało się nabrać na sprytnie nakręcaną rywalizację PO-PIS i postanowiło dać manipulantom kolejną szansę. Ale prawdziwej natury nie można bez końca oszukiwać, a szydło zawsze prędzej czy później wyjdzie z worka. I tak najpierw w zeszłym roku Donald Tusk przyznał, że jest "trochę socjaldemokratą" a teraz:
"Dziś mogę przepraszać za to, że będąc w opozycji, domagałem się niskich podatków."
i dalej "Polacy nie usłyszą ode mnie "tak, będą niższe podatki", ale będziemy dbać, żeby poziom usług coraz wyższy".

Krótko mówiąc - nie dość, że facet przyznaje się do tego iż przez 7 lat nie realizował obietnic wyborczych idąc im pod prąd, ale dodatkowo że jego poglądy zmieniły się o 180 stopni a wcześniejsze były błędem.

Nie interesuje mnie czy premier tym zagraniem kokietuje jakąś kolejną grupę, której poglądy odczytał z badań sondażowych, czy jego samokrytyka jest szczera i faktycznie nawrócił się na jedynie słuszną drogę socjalizmu. Każdy człowiek honorowy po takim wyznaniu złożyłby urząd i wycofał z polityki (a wraz z nim powinno to zrobić całe otoczenie jego popleczników i potakiwaczy), ale biorąc pod uwagę, że oczekiwanie honoru po polityku to rzecz niepodobna, pozostaje mi jedynie ogłosić, że od tej pory mam prawo oficjalnie nazywać Donalda Tuska socjalistą i w epitecie tym nie będzie ani cienia przesady ni jakiejkolwiek złośliwości. Ten człowiek dziś sam postawił się po "ciemnej stronie mocy".