Gdy kryzys finansowy docisnął niektóre rządy do ściany, to ich pierwszym odruchem zamiast przeanalizowania katalogu wydatków i obcięcia tych najmniej potrzebnych, jest zwykle zrabowanie społeczeństwa w jeszcze większym zakresie. Nie pochwalam takich zachowań. Jednak nawet wśród metod masowego rabunku uprawianych przez socjalistów są takie o których można dyskutować i takie, które są po prostu karykaturalne i żenujące. Na przykład, gdy nowowybrany prezydent Francji Hollande obiecywał 75% podatek dochodowy dla najbogatszych, to można było dyskutować, czy ma to sens, komu przyniesie zysk, komu stratę, czy spełni zakładane przez rząd cele, czy wprost przeciwnie, czy jest etyczne czy nie itp. Można było zajmować różne stanowiska, ale dyskusja mogła być merytoryczna. Jednak gdy "łupić bogatych" zaczynają tytany intelektu znad Wisły, to momentami nie wiadomo czy się śmiać czy płakać. Dlaczego? Ano dlatego, że diabeł tkwi w szczegółach a w polskich realiach te są mocno absurdalne ...
Socjaliści z Francji podobnie jak ci z Polski, także chcą łupić bogatych, ale zgodnie ze zdrowym rozsądkiem kwalifikują do tej grupy ludzi faktycznie bogatych. Próg od którego planowali wprowadzić najwyższe podatki dochodowe miał wynosić około miliona euro rocznie. Tymczasem polskie zera umysłowe z PO i PSL
planują zlikwidować ulgę (czyli de facto podnieść podatek) na dziecko
osobom... wróć...
rodzinom zarabiającym rocznie 85 538zł. Tak! Słownie:
osiemdziesiąt pięć tysięcy pięćset trzydzieści osiem złotych rocznie. Czyli jeżeli w takiej rodzinie pracują dwie osoby, to oznacza to, że każda z nich zarabia miesięcznie średnią krajową tj. ok. 2500zł netto. Mógłby ktoś powiedzieć: jaki kraj, tacy bogacze, ale czy faktycznie jesteśmy 50 razy biedniejsi od Francji? I żeby było jeszcze śmieszniej, relacjonujące to dziennikarzole nieustannie
nazywają takie osoby "bogaczami". Sam z resztą fakt, że chociaż w tym samym
momencie dziennikarzole także kopani są w tylną część ciała poprzez
zmniejszenie kosztów uzyskania przychodu dla umów o dzieło i MIMO TO nie
krytykują rozwiązań rządu, doskonale pokazuje jak mocno klasa
dziennikarska stała się zależna i usłużna wobec rządzących zer
umysłowych.
Nie no, panie. Przecież osoby zarabiające średnią plus 1 złoty, to prawdziwi burżuje! Zabrać im! Ok, pewnie nie jest to zła kwota. Pewnie że da się za to utrzymać przyzwoicie. Ale czy potrzebna jest od razu agresywna retoryka w stylu gomułkowskiej propagandy? Czy potrzebne wskazywanie tych ludzi palcami i dzielenie społeczeństwa w wyjątkowo wątpliwy sposób? Tym bardziej, że małe dziecko w rodzinie oznacza sporo kosztów i na pewno przy takich zarobkach trudno mówić o życiu w luksusie. W dodatku tego typu próg stawia dość dużą pokusę ukrywania części dochodów przed osobami znajdującymi się na granicy. Przekraczasz magiczną sumę o 1 zł? Czary-mary i tracisz 1100zł. Chyba nie trzeba być orłem panie Tusk żeby spodziewać się, że głównym rezultatem wprowadzenia takiego progu będzie zwiększenie się szarej strefy?