piątek, 28 stycznia 2011

Ostracyzm albo o konsekwencjach kanibalizmu

W tym poście pisałem pokrótce o podstawach libertarianizmu. Pora na pewien ciąg dalszy. Interesującym aspektem tego nurtu ideowego jest to, że nie jest on sprzeczny z wieloma innymi światopoglądami. Libertarianinem może być zarówno ateista jak i człowiek głęboko wierzący. Wykluczeni są co najwyżej socjaliści (na własne życzenie)... W ujęciu ogólnym jest to po prostu pewna postawa życiowa i tego właśnie chciałbym się trzymać używając tego terminu na blogu. Oczywiście istnieje wiele mniej lub bardziej radykalnych odmian libertarianizmu, jak również wiele odłamów i ideologii nawiązujących do niego bardziej, mniej lub prawie wcale. Istnieją tomiszcza opracowań teoretycznych na ten temat, studia na temat podnurtów i wywody na temat odłamów itd. Nie będę jednak wgłębiać się tak dalece w teorię ponieważ moim zamiarem nie jest pisanie rozprawy doktorskiej o doktrynach ideologicznych XXIw. Krótko: libertarianizm jako postawa oznacza w praktyce poszanowanie niezależności jednostki, jej wolności ale i wzięcie odpowiedzialności za własne wolne czyny oraz poszanowanie prywatnej własności.

Libertarianizm nie oznacza zaniku grup społecznych i więzi międzyludzkich. Jedynym ważnym jego założeniem jest DOBROWOLNOŚĆ uczestnictwa w takich grupach. Jest to idea kładąca nacisk na ważność jednostki jako nadrzędnego podmiotu, jednak nie tylko nie stoi w sprzeczności w budowaniu przez nią relacji społecznych, ale okazuje się nawet, że najlepiej działa właśnie w małych, liberalnie do życia nastawionych społecznościach. Takich jak: wieś, kilka ulic w mieście, mała firma, rodzina itp. Ze względu na dobrowolność i wspólnotę interesów grupy takie w libertariańskim świecie funkcjonowałyby znakomicie i stanowiły podstawę zdrowego społeczeństwa. Ważne jest przy tym by dominująca część społeczeństwa chciała żyć w zgodzie z libertarianizmem a nie kolektywnym socjalizmem. Jak ważne są te małe społeczności wykażę w dalszej części artykułu.


Spośród wielu zarzutów mających udowodnić, że libertarianizm jest w ogóle jak i w szczególe szaloną ideą jeden jest interesujący. Jest egzotyczny ale i na swój sposób wyrafinowany. Warto omówić go szerzej i obalić pewien mit, ponieważ może mieć to zastosowanie wobec całej klasy podobnych argumentów. Jest to... podejście wobec kanibalizmu. Krytycy libertarianizmu podają za przykład człowieka, który przed swoją śmiercią podpisuje zgodę na to, że jego znajomy może po jego naturalnej śmierci zjeść jego ciało. Brzmi to obrzydliwie, ale... jeśli tylko obydwaj nie stworzą tym czynem zagrożenia epidemiologicznego dla innych osób, to nie powinno w libertariańskim świecie istnieć formalne prawo zabraniające tego (wszak wg doktryny libertariańskiej człowiek jest właścicielem swojego ciała). Formalnie tak! Ale w praktyce jest ciut inaczej... Argument ten (lub podobny) jest czasem używany w celu wykazania, że świat libertariański (w szczególności w odmianie anarchokapitalistycznej) byłby piekłem na ziemi, w którym ludzie zjadaliby się nawzajem, mordowali, niczego nie tworzyli i nie budowali, na ulicach padałyby "strzały z nikąd", panowała okropna anarchia i cały ten system po prostu nie zadziałałby. Otóż zadziałałby. Zadziałałby ze względu na lokalne społeczności, ich tradycje, zwyczaje i kulturę. A także ze względu na to, że zwyczajnie ludzie nie lubią kanibali i nie akceptują w swoim otoczeniu. Oto jakby mogło to wyglądać...

Załóżmy, że do Cichej Wioski przyjeżdża kanibal. Nikt jednak nie wie o upodobaniach przybysza, dlatego bez przeszkód udaje mu się osiedlić w okolicy. Gdyby mieszkańcy wiedzieli o jego skłonnościach zapewne nie chcieliby sprzedać mu ziemi, ale nawet wtedy ktoś, kto wyprowadzałby się właśnie ze wsi i nie miał więcej żadnego wspólnego interesu z jej mieszkańcami, mógłby sprzedać mu nieruchomość. Społeczność nie ma więc żadnego sposobu by temu zapobiec (wszelkie nielibertariańskie metody takie jak zabicie przybysza nie liczą się - nie bierzemy ich pod uwagę). Jednak społeczność dowiedziawszy się o jego skłonnościach może zmienić jego życie w piekło przy zastosowaniu wyłącznie etycznych i liberalnych metod. Przede wszystkim żaden mieszkaniec wioski nie zechce utrzymywać kontaktów z kanibalem. Ludzie raczej będą spluwać na jego widok pod nogi niż pozdrawiać i podawać rękę. Lokalny lekarz odmówi jemu i jego rodzinie leczenia. Sprzedawcy w sklepach widząc go w drzwiach swoich biznesów prędzej przeładują broń i wymownym gestem wyproszą delikwenta niż sprzedadzą cokolwiek. Nie będzie nawet mowy, by lokalna szkoła przyjęła dzieci kanibala do nauki (rodzice zagrożą wycofaniem uczniów gdyby szkoła chciała coś takiego zrobić, a to zagroziłoby jej bankructwem). Lokalny bank nie udzieli pożyczki, wiejska ochotnicza straż pożarna nie ugasi pożaru, straż sąsiedzka nie będzie pilnować jego dobytku. Firma wodociągowa odmówi dostarczenia wody, a elektrownia prądu. Kanibalowi nikt nie będzie mógł zrobić krzywdy jeśli tylko nie będzie próbował rozkopywać grobów na cmentarzu, czy zjadać ciał ludzi bez ich zgody. Ale jeśli będzie chciał zamieszkać w Cichej Wiosce będzie musiał wykopać sobie studnię, zbudować wiatrak i produkować samemu żywność, odzież oraz wszelkie inne dobra. I praktycznie nie opuszczać swojej posiadłości. Jeśli ulice będą również prywatne, to kanibal może mieć naprawdę DUUŻY problem. Poprowadzi życie pustelnika, wyrzutka i odszczepieńca jedząc korzonki rosnące wokół swojego domu. I w praktyce prędzej wyniesie się z okolicy, lub błagając mieszkańców na kolanach o wybaczenie porzuci swój wstrętny proceder, niż da radę żyć w ten sposób. A jeśli jednak da radę (mistrz survivalu :), to mieszkańcy będą mieć czyste sumienie oraz nie będą wystawiani na nieprzyjemność kontaktów z delikwentem. A gdy tylko zbliży się do miejscowej kostnicy zastrzelą bez pytania... Ostatecznie zaś kanibal może zrobić też wszystko, by jego skłonność nigdy nie wyszła na światło dzienne. I z punktu widzenia ludzi we wsi będzie wtedy tak jakby on wcale tym kanibalem nie był ponieważ w żaden sposób nie będzie to czynić im szkody ani nie będą czuć obrzydzenia związanego ze świadomością jego procederu...

Siła ostracyzmu lokalnej społeczności jest wielka. W dobrze zorganizowanej społeczności kanibale mają małe szanse. Mogą co najwyżej próbować założyć własną wioskę, oddaloną od innych siedzib ludzkich (jednakże inne społeczności nie będą z nimi handlować) albo znaleźć miejsce, w którym społeczność jest na tyle słabo zorganizowana, że nie zareaguje. W takiej społeczności jednak ty i ja nie będziemy chcieli mieszkać...

Przykład wydaje się groteskowy i egzotyczny. Jednak wcale taki nie jest. Szybko zaczyna nabierać nowych znaczeń, gdy za kanibalizm zaczniemy podkładać inne, mniej odstręczające i egzotyczne zjawiska lub zwyczaje. Skoro społeczność legalnie i zgodzimy się chyba, zgodnie z etyką (wszak każdy reaguje jedynie w zakresie własnej prywatnej własności jaką dla sklepikarza jest sklep, a dla właściciela elektrowni - elektrownia) może pozbyć się kanibala, to dlaczego nie (uwaga strzelam) np. bigamisty, azjaty, czy powiedzmy głuchoniemego? Albo piegowatego, mańkuta czy człowieka o ponadprzeciętnym wzroście? No cóż, tu zaczyna się hipokryzja współczesnego świata. W naszym rządzonym przez totalitarystów świecie nie może. Jest to zabronione i nie działa jak na przykładzie powyżej. "Wrażliwym społecznie" władzom sen z powiek spędza fakt, że mieszkańcy Cichej Wsi mogliby nie zaakceptować w swoim otoczeniu osobę o innym kolorze skóry czy innej orientacji seksualnej. A żeby kanibalizm nie uchodził na sucho, to ten i wiele innych procederów muszą skodyfikować w postaci przepisów i zaangażować kosztowny aparat ścigania do weryfikowania tego. Przy okazji władze zabraniają wielu rzeczy, które dla niej są po prostu wygodne (np. odbierając ludziom prawo do posiadania broni wprowadzają swój monopol na stosowanie przemocy). A żeby wyrugować kanibalizm i inne złe zachowania wystarczyło przecież zdać się na lokalne społeczności, bo ile znajdzie się wsi akceptujących kanibalizm? I tak to przez stulecia działało... Jednak wtedy pewne niepoprawne politycznie zachowania nie byłyby przez rządy sterowalne. Ale czy to na pewno jest problem? Spójrzmy: mańkuci są generalnie przez społeczeństwo akceptowani, więc jeśli mieszkańcy Cichej Wsi okażą się dziwakami nienawidzącymi mańkutów, to ci po prostu nie muszą się w tej okolicy osiedlać. Mieszkańcy Średniej Wsi powitają z otwartymi rękami wszystkich tych pracowitych i uczciwych leworęcznych, którzy przyjadą do nich z Cichej Wsi. A jeśli nawet nie, to jest ich (mańkutów) dość by utworzyć liczne własne społeczności.

Przyjrzymy się temu jeszcze raz dokładniej, bo to ważne! Lewicowi zwolennicy kolektywizmu krzyczą, że tego typu zachowania (ostracyzm mniejszości przez lokalne społeczności) to dyskryminacja. Jest to nieprawda. Jeśli ktoś tu kogoś dyskryminuje, to w dzisiejszym świecie są to krzykliwe mniejszości dyskryminujące społeczeństwo. Mieszkańcy Cichej Wsi nie dyskryminują kanibali. Wszak każdy z nas ma prawo do nieutrzymywania kontaktów z osobą, z którą utrzymywać ich sobie nie życzy. Można to przedstawić tak jak mógłby odpowiedzieć kanibalowi kulturalny sklepikarz: "Nienawidzę Pana i mam do tego prawo jako wolny człowiek, ale w żaden sposób nie naruszę Pana nietykalności cielesnej, prywatnej własności ani wolności osobistej. Ale mam prawo nie sprzedać Panu swoich dóbr, nie wpuścić na teren mojej własności oraz nie oferować swoich usług. Zmuszenie mnie do tego przez Pana lub większość społeczeństwa reprezentowaną przez rząd i uchwalone przez niego prawo byłoby poważnym naruszeniem MOJEJ WOLNOŚCI. Żegnam." I zupełnie nie rozumiem, dlaczego ludzie gotowi są akceptować takie zachowanie wobec kanibali a nie np. wobec mniejszości etnicznych czy seksualnych. TO JEST DOKŁADNIE TO SAMO! Po prostu mniej ludzi akceptuje kanibalizm niż np. homoseksualizm. Ale dajmy na to lekarz, jako wolny człowiek, ma prawo odmówić leczenia tak kanibalowi jak np. homoseksualiście, a to, że pozostałych dwóch lekarzy we wsi sądzi podobnie to nie jest problem tego lekarza. Zmuszenie go do świadczenia usług przymusem oznaczałoby zniewolenie go, czyli kradzież jego wolności osobistej. Niewolnictwo jest zaś jedną z trzech podstawowych zbrodni wg idei libertarianizmu (obok kradzieży i morderstwa). Niestety we współczesnym świecie wszyscy jesteśmy niewolnikami...

Uff, rozpisałem się, ale to dlatego, że z góry wiem iż temat ten może wzbudzić kontrowersje i chcę aby sprawa była jasna: jednostka jak i społeczność ma prawo do swobodnego wyboru tego z kim utrzymuje kontakty oraz wymienia dobra materialne i usługi. I właśnie dlatego oparcie się na lokalnych społecznościach oraz ich wierzeniach, tradycjach, kulturze i tego co społeczności te akceptują a czego nie (świetne angielskie określenie likes and dislikes) może być kręgosłupem libertariańskiego społeczeństwa. Niektóre takie społeczności mogą nie akceptować niektórych zachowań, ale trzeba pamiętać, że społeczności te w wolnym świecie będą ze sobą nieustannie konkurować na wielu polach. Jeśli jedna z nich nie przyjmie więc uczciwych i pracowitych mańkutów, to prawie na pewno zrobi to dla zysku inna, dzięki czemu osoby z nieszkodliwymi społecznie dziwactwami wzbogacą społeczeństwo nikogo przy tym nie zmuszając do niechcianych kontaktów ze sobą.

Podsumowując można powiedzieć, że naczelną zasadą libertarianizmu przewijającą się podskórnie w całym tym artykule jest brak przymusu. Przymus oznacza bowiem utratę wolności osobistej. Antydyskryminacyjne roszczenia mniejszości nie są żadnym usprawiedliwieniem dla łamania tego podstawowego prawa wolnego człowieka!

A teraz zadanie domowe :) Które z poniższych uchwalonych w Polsce przepisów stoją w sprzeczności z zasadą braku przymusu?
  • Zakaz handlu dopalaczami.
  • Zakaz prowadzenia gier hazardowych w internecie.
  • Płaca minimalna.
  • Tzw. ustawa antydyskryminacyjna nakazująca płacenie tej samej stawki za tą samą pracę różnym osobom, w tym także na umowach o dzieło i samozatrudnieniu.
  • Ta sama ustawa zabraniająca odmowy sprzedaży produktu pewnej grupie klientów jeśli produkt sprzedawany jest publicznie.
  • Zakaz handlu w niektóre święta.
  • Zakaz palenia w restauracjach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz