środa, 10 sierpnia 2011

Pieniądze to nie wszystko

W poprzednich miesiącach chyba za bardzo narzekałem na moim blogu. Można nawet by rzec, że stał się on nieco defetystyczny. Zamiast pozytywnych przykładów jak powinno być były w nim głównie narzekania na biurokrację, polityków i postępujący socjalizm. Rzeczywistość jest jaka jest i ciężko jest zmienić.  A więc może lepiej zająć się pracą u podstaw i propagowaniem pozytywnych wzorców? Jest ich mało, ale czasem zjawiają się jak jaskółki na wiosnę.

Szczególnie mało jest produkcji filmowych przedstawiających w sposób pozytywny zdrową, wolnorynkową przedsiębiorczość. Przedsiębiorca w polskiej kinematografii to najczęściej chciwy cwaniak wyciskający krwawicę z ciemiężonych pracowników. Względnie czasem przedstawiane jest w nich beztroskie życie korporacyjnych szczurów lub bajki o amerykańskich Carringtonach i innych Krezusach. Wszystko to albo bezsensowne paszkwile, porównywalne niemal z dawną propagandą krajów "demokracji ludowej" lub niemające oparcia w rzeczywistości fikcje. Wśród nich wyróżnia się film "Pieniądze to nie wszystko". Stanowi on ciekawą odmianę. To obraz, który co prawda pokazuje różne przywary zarówno środowisk nowobogackich biznesmenów z Warszawy jak i bezrobotnych mieszkańców postpegieerowskich wsi, ale równoważy je rolami pozytywnymi i budzącymi sympatię u widzów, w tym głównego bohatera: biznesmena produkującego tanie wina rzuconego przez los w okolicę zamieszkiwaną głównie przez konsumentów jego produktu. I chociaż na początku zbudowanie dochodowego biznesu w miejscu gdzie ludzie "nie mają żadnych dochodów ani potrzeb" wydaje się niemożliwe to, grany przez rewelacyjnego w tej roli Marka Kondrata, biznesmen pokazuje, że prawdziwa przedsiębiorczość, to nie białe kołnierzyki ścigające się w grze pozorów w wielkich korporacjach finansowych, nie mafijne lub polityczne układy ani wielki kapitał. Sedno kapitalizmu to mądry i energiczny lider (wszak słowo capitalism pochodzi od łac. capita czyli głowa) wsparty grupą chętnych do uczciwej i rzetelnej roboty pracowników.

Film J. Machulskiego, to co prawda tylko lekka komedia, ale zawiera ważne przesłanie. Kapitalizm i wolny rynek to nie tylko pieniądze. To także, a właściwie przede wszystkim, ludzkie działanie, realizacja dążeń, marzeń i ambicji. To godność wreszcie. Mieszkańcy wsi dzięki impulsowi energii nadanemu przez przedsiębiorcę budzą się z letargu i nareszcie zaczynają chcieć. Chcieć robić coś co ma sens, nadać swemu życiu znaczenie, mieć coś swojego, być za coś odpowiedzialnym. Choć pieniądze też są dla nich ważne, bo poprawią ich byt materialny, to jeszcze ważniejsze jest poczucie godności i przynależności do pewnej wspólnoty. Oni czują, że swoją fabryczkę zbudowali sami, są za nią odpowiedzialni i gotowi bronić jej z bronią w ręku przed agresywną i nieuczciwą konkurencją.

To wszystko co wyżej napisałem to prawda. Jednak w polskich realiach wydaje się to być utopią. Być może to faktycznie jest utopia, ale potrzebujemy więcej takich przykładów. Pokazujacych, że można zrealizować swoje ambicje i marzenia jeśli tylko się chce i ma ochotę do pracy, ale także pokazujących że pieniądze to nie wszystko. Ważne jest ludzkie działanie, motywacja do niego i godność, której nabiera człowiek wolny, który bierze odpowiedzialność za swój los i sam zarabia na swoje utrzymanie jednocześnie budując dobrobyt społeczeństwa.

W tym filmie jest też mało widoczny wątek, na który wielu oglądających nie zwróciło zapewne uwagi. A jest on ważny i symboliczny. Otóż we wsi jest prywatna firma "Krewetka" - lokalny przedsiębiorca zajmujący się produkcją bodajże właśnie krewetek. Miejscowi bezrobotni nie chcą jednak u niego pracować twierdząc, że to praca uwłaczająca ich godności. To w polskich realiach niestety częsta sytuacja... Jednak już na samym końcu filmu jadą z "Krewetką" autobusem do pracy w jego firmie. Lokalny biznesmen okazuje się być "opcją awaryjną" po tym jak produkcja wina nie wypaliła. Co się stało, że nagle nastąpiła odmiana postaw? Mieszkańcy mówią, że: "liczy się człowiek a nie branża". To ich lider, sprawdzona osoba, człowiek któremu ufają i który wydźwignął ich z nijakości i bezsensowego letargu, polecił im tą nową pracę i to jego autorytet sprawia, że chętniej akceptują "Krewetkę". Dodatkowym, niewypowiedzianym w filmie, powodem jest to, że raz zarażony duchem wolnego rynku człowiek, staje się aktywny, produktywny i chętny do działania. To ważny przekaz.

PS. Oczywiście budowanie dobrobytu społeczeństwa i nabywanie godności, to zwroty nieco przesadzone jeśli mówimy o rozlewni taniego wina. Jednak komedie mają swoje prawa i ich tematyka musi być luźna i prześmiewcza. Problemem jest praktycznie brak filmów poważnych pokazujących dobre strony wolnego rynku, które można by omawiać. Branża filmowa ewidentnie nie lubi kapitalizmu. O tym czemu tak jest można by długo rozprawiać. Ja jednak wolę pokazywać pozytywne wzorce :-)

1 komentarz:

  1. Hah, mój ulubiony film, a nigdy nie przyszło mi na myśl, żeby szukać tam drugiego, wolnorynkowego dna. Dzięki ;-]

    Pozdrawiam i zapraszam do siebie,
    JW

    OdpowiedzUsuń