piątek, 11 marca 2011

Jak się pierze brudne pieniądze?

Jeśli jest się mafią, to wypranie brudnych pieniędzy nie jest łatwe. Mafiozi pracowicie wykonują dziesiątki przelewów pomiędzy tzw. słupami, zakładają fikcyjne biznesy (na których zwykle tracą, to jest koszt prania), a czasem nawet muszą dawać łapówki. Jeśli jest się rządem jest dużo łatwiej. A w zasadzie wystarczy odpowiednia ilość tzw. pożytecznych idiotów ulokowanych w mediach, którzy będą przekonywać społeczeństwo, że rząd "inwestuje" pieniądze "rozwijając" gospodarkę i "tworząc" miejsca pracy ani słowem nie wspomniawszy skąd te pieniądze się biorą. A że społeczeństwo w swoim ogóle nie jest zbyt rozgarnięte, to daje sobie wmówić, że środki te po prostu zjawiają się w rządowym budżecie znikąd i nie mają nic wspólnego z rabunkiem podatkowym. A jeśli manewr zaczyna się słabo udawać, to wzorem mniejszych mafiozów rząd wykonuje trochę fałszywych przelewów. A to poprzenosi środki między ZUS a OFE, a to wykorzysta pośrednika w postaci Unii Europejskiej (zapłaci składkę, która wraca w postaci dotacji). Względnie dofinansuje jakiś państwowy biznes, na którym zwykle traci, ale takie są koszta prania brudnych pieniędzy...

Do grona pożytecznych idiotów co pewien czas dołączają różne instytucje chcące ugrać własne cele. Ostatnio dołączył Greenpeace postulując intensywne dopłaty do tzw. odnawialnych źródeł energii. Nie mam nic przeciwko takim technologiom, a Greenpeace jak najbardziej ma prawo za własne pieniądze namawiać ludzi do korzystania z nich. Na przykład namawiając konsumentów aby kupowali prąd z elektrowni, która produkuje go z energii wiatru czy wody zamiast spalając węgiel. To jest ok. Jednak jeśli te technologie są w porządku, to nie powinno być problemów z namówieniem ludzi do korzystania z nich, po co wykorzystywać do tego brudne rządowe pieniądze, zrabowane wcześniej populacji pod przymusem? Najlepszy jednak jest ostateczny argument jako użył Greenpeace, uwaga: " liczba miejsc pracy, które powstałyby przy okazji inwestycji w "zieloną energię", dwukrotnie przekracza obecne zatrudnienie w sektorach górnictwa i wydobycia." Czyli ci panowie postulują aby zmienić biznes energetyczny (pompując w to pieniądze zabrane podatnikom) tak by produkując tyle samo energii zatrudniał dwa razy więcej osób! To niesamowite marnotrawstwo - taki biznes będzie dwa razy mniej efektywny! A jeśli potrzebne będzie tak duże zatrudnienie, to zapewne nawet efekt ekologiczny zostanie zmarnowany. Ile energii wydadzą ci ludzie na dojazd do pracy? Ile energii zostanie zużyte np. na prace związane z księgowością, kadrami, informatyką, sprzątaniem, ochroną i innymi czynnościami których ilość rośnie wraz z zatrudnieniem? Dlaczego ten pan chce mnie zmusić do finansowania takiej rozrzutności?


Przekonanie społeczeństwa do tego, że rząd bierze pieniążki z powietrza to prawdziwy majstersztyk. Nikt w dzisiejszych czasach już nie zauważa, że aby powstało X miejsc pracy za Y zł. to najpierw 150% Y musi zostać zabrane (urzędnicy przecież kosztują!) konsumentom i przedsiębiorcom. Ci pierwsi wydadzą mniej w sklepach zmniejszając popyt na towary i usługi co spowoduje utratę wielu miejsc pracy i spadek wzrostu gospodarczego a ci drudzy będą mieć wprost mniej pieniędzy na inwestycje i zatrudnienie. Efekt, którego nie widać (kłania się pan Bastiat) to zmniejszenie zatrudnienia i wzrostu zamożności społeczeństwa. A dodatkowym efektem tego wszystkiego jest to, że coraz łatwiej jest wskazywać neosocjalistom: patrzcie - prywatny biznes nie działa tak dobrze jak rządowe "inwestycje". Cwaniaki! W sytuacji w której rząd zabiera ludziom 80% tego co wypracują ma od razu 4krotną przewagę na starcie. To cud, że prywatny biznes jeszcze istnieje i dostarcza znacznie większej niż 20% części PKB. Zróbmy eksperyment - zmieńmy na 20 lat proporcje. Niech rząd dostaje najwyżej 20% owoców pracy ludzi a reszta niech zostaje w prywatnych rękach. Po tym okresie sprawdźmy czy gospodarka rozwinęła się lepiej niż przez pierwsze 20 lat "bujnego rozwoju kapitalizmu" w III RP i zobaczmy co ciekawego stworzyli wespół przedsiębiorcy i konsumenci. To mógłby być ciekawy eksperyment, z tym że jego wyniki są dla mnie oczywiste. I niezbyt wygodne dla rządzących i ich pożytecznych idiotów, więc to nigdy nie dojdzie do skutku.


To wszystko co napisałem wyżej to oczywiście prawda, ale najważniejszy argument nie jest związany z przyziemnymi sprawami takimi jak efektywność gospodarki czy PKB. Najważniejsze jest to, że im więcej pieniędzy przetwarza rząd, a im mniej obywatele, tym mniej wolności mają. Zmieniają się w małe dzieci nadzorowane przez wszystkowiedzącego ojca - rząd, który nie tylko wie lepiej co jest dla nich dobre, ale na wszelki wypadek zabiera im większość pieniążków a zostawia tylko drobne kieszonkowe. Wolność umiera, gdy nie ma swobody gospodarczej, a podatki są za wysokie. Wtedy bowiem przeciętny człowiek przez większość czasu pracuje nie na własne cele - te, które są dla niego ważne, a na te, które wytyczył obcy mu człowiek - urzędnik. Albo pożyteczny idiota...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz