poniedziałek, 16 stycznia 2012

Etyka dziennikarzoli

Różne zawody, wykonywane przez ludzi na całym świecie, budzą różne skojarzenia. Nie wiadomo jednak czemu, w przypadku dziennikarzoli niesamowicie często skojarzeniem tym jest hiena. Osobniki te skutecznie zasłużyły sobie na to porównanie kłamiąc, manipulując, męcząc postronne osoby agresywną natarczywością i odbierając im prywatność, czy też zachłannie żądając prawa do wściubiania swego nosa zawsze i wszędzie (dziennikarzole potrafią nawet żądać, by w samym środku krwawej wojny strony zaprzestawały walk po to by oni mogli przekazać swoje relacje i zgarnąć profity) do tego dochodzi kompletny brak poszanowania dla osób żywych i niestety także martwych. Czy pamiętacie jak pewien prokurator-pułkownik strzelił sobie w głowę? Dziennikarzole wbiegli do sali i połowa z nich od razu zaczęła filmować. Co prawda samo samobójstwo okazało się absurdalną farsą, jako że "wojskowy" nie potrafił trafić z pistoletu we własną głowę, to jednak w tym momencie dziennikarzole NIE WIEDZIELI O TYM. Słyszeli strzał i widzieli człowieka we krwi. Dlaczego zamiast próbować udzielić mu pierwszej pomocy lub wezwać fachową pomoc jedni rozpoczęli nagrywanie podczas gdy inni w panice sprawdzali czy aby pułkownik przez przypadek nie postrzelił ich bezcennego mikrofonu? I to wszystko po tym, jak to dziennikarzole sami brali udział w nagonce przeciwko potencjalnemu samobójcy (niezależnie od jakichś śmierdzących spraw politycznych w które był wplątany)...

Dziennikarzolowi jest wszystko jedno co lub kogo opisuje. Jest jak hiena rozrywająca kłami martwe mięso. Nie odpuści, musi napić się krwi, musi rozszarpać do wnętrzności. Byle podjąć temat, byle go rozdmuchać, byle wzbudzić sensację, byle dać mięcho bezkrytycznym połykaczom wizji wylewającej się ze szklanego ekranu. Charakterystyczne było dziś to, jak największe stacje telewizyjne przekazały informacje prokuratury o tym, że w kokpicie rozbitego pod Smoleńskiem Tupolewa nie znajdował się gen. Błasik. Samą tą sprawę pozostawmy na boku, niech inni kłócą się czy był, czy nie był i co z tego wynika. Popatrzmy na to JAK media przedstawiły tę sprawę. W jednej z nich rzucono wielką na trzy czwarte ekranu grafikę z ogromnym zdjęciem twarzy generała w nienajlepszym ujęciu znajdującą się na tle resztek samolotu, w trakcie czego dziennikarka przez minutę rozwodziła się nad tym czy powiedział on coś przed śmiercią czy nie po czym jeden facet powiedział że generał nie był w kokpicie a drugi, że na pewno był bo przecież znaleziono tam fragmenty ciała. Niby drobna sprawa, ale jak dobitnie pokazuje stosunek dziennikarzoli do ludzi. Zupełnie jakby to był kawał metalu, skrzydło, czy kadłub samolotu, a nie człowiek, który zginął tragicznie i należy mu się szacunek. Dziennikarzole zupełnie nie zdają sobie sprawy, że materiał ten może oglądać rodzina zmarłego, jego bliscy, przyjaciele, podwładni. Że można z kimś się nie zgadzać i można skrytykować go nawet po śmierci ale należy mu się ODROBINA SZACUNKU. Do tego jednak trzeba być w stanie zdobyć się na odrobinę refleksji, mieć trochę wyobraźni i posiadać własne zdanie a nie sklecić do kamery byle jakie pseudo mądre trzy zdania. U dziennikarzoli z programów informacyjnych, długo tresowanych przez mających korzenie głęboko w PRLu mentorów, własne zdanie, refleksja, chęć pokazania prawdy, poszanowanie dla prywatności, czy zmarłego dawno już całkowicie zanikły i nic nie wskazuje na to, że mogłyby jeszcze powrócić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz