piątek, 6 kwietnia 2012

Czemu jaja są drogie. Czyli mała rozprawka o ekonomii kurzego kupra.

Przed Świętami wiele polskich gospodyń zaopatruje się w spore ilości jaj. Taką mamy tradycję, aby na wielkanocnym stole było ich jak najwięcej. Jednak w tym roku jest z tym problem: szokujące ceny. Ponad 100% wzrost cen zasmuci wiele osób, które będą zastanawiać się dlaczego tak jest. Przyjrzymy się problemowi.

Popularną przyczyną podawaną z ust do ust jest to, że hodowcy podnieśli ceny aby odbić sobie koszt dostosowania wielkości i jakości kurzych klatek do nowych dyrektyw unijnych. To jest częściowo prawda ale w pewnej mierze jest to plotka. Za tą plotką idzie od razu myśl: dlaczego ceny wzrosły o 100% a w niektórych krajach nawet więcej (Czesi podobno przyjeżdżają do Polski kupować nasze jaja, bo u nich podwyżki są jeszcze o połowę większe) skoro nowe klatki raczej nie kosztują 2 razy więcej niż stare? Na pewno ci wstrętni hodowcy wykorzystali okazję do spekulacyjnego podniesienia cen...

Gdyby to była prawda to byłoby naprawdę pół biedy... Jeśli ceny są podbijane spekulacyjnie to zwykle na krótką metę i mają tendencję szybkiego powrotu do rozsądnych poziomów. Jednak kury to nie ropa naftowa i prawda jest trochę bardziej skomplikowana. Spróbuję wytłumaczyć to najprościej jak się da.

W dużym sektorze gospodarki działa zwykle wiele firm - wielu producentów. Jedni osiągają większą dochodowość, inni trochę mniejszą. Wielu balansuje na granicy opłacalności. Na przykład jeśli średnio na każde wydane 100zł hodowca dostaje 110zł to średnia dochodowość branży to 10%. Ale to tylko średnia i może oznaczać, że jeden przedsiębiorca ma zwrot 1% a drugi 19%. Jeżeli teraz decyzją administracyjną sprawimy, że każdy hodowca, na każde 100zł kosztów będzie miał ich dodatkowe 5zł to część z nich (spora) znajdzie się "pod kreską". Alternatywą jest dla nich albo likwidacja biznesu albo podniesienie cen. Ale... Wprawdzie stronę produkcyjną wzięli na postronek brukselscy socjaliści, lecz sprzedaż jaj nadal odbywa się na wolnym rynku stąd istnieje nadal spora presja na to aby ceny jaj jednak NIE ROSŁY (presję nadają konsumenci a poddają się jej w pierwszej kolejności głównie ci z pośród hodowców, którzy do tej pory mieli większą dochodowość). Efektem tego jest bankructwo części hodowców lub wycofywanie się z biznesu co bardziej racjonalnych na chwilę przed bankructwem. W końcu kto ma ochotę na prowadzenie niedochodowego biznesu? Ma się dokładać do produkcji jaj tylko dlatego że społeczeństwo ich potrzebuje? Nie jest przecież niczyim niewolnikiem. Likwiduje więc hodowlę póki czas i zajmuje się np. hodowlą jedwabników licząc że przez jakiś czas rząd nie posunie się do kontrolowania wielkości ... no tego w czym trzyma się te jedwabniki :-)

I faktycznie. Okazuje się, że w 2012 roku wielkość stad w różnych krajach Unii spadła od 20 do 30% (Czechy!) w stosunku do lat ubiegłych. Wiele kur poszło pewnie pod nóż, sprawdziło się więc to co niektórzy mówili, że luksusowe klatki dostaną tylko te kury, którym uda się przeżyć... No ale nawet jeśli hodowcy wypuściliby je do lasów, to nie zmienia to faktu, że produkcja jaj dramatycznie spadła. I co się stało dalej? Pisałem, że sprzedaż jaj odbywa się nadal metodami kapitalistycznymi. A w takich okolicznościach gdy 100 osób chce kupić jaja a jest ich tylko dla 70 klientów, to jest tylko jedno wyjście: cena jaj pójdzie w górę. A o ile? Czy o 30%? NIE! Wzrośnie ona do poziomu jaki jest w stanie zaakceptować 70% kupujących. W tym przypadku ponieważ społeczeństwo mocno pragnie jaj (szczególnie przed Świętami) i jest w stanie znieść dużo, to cena może podnieść się w górę WIELOKROTNIE. I NIE MA ŻADNEJ OCZYWISTEJ GÓRNEJ GRANICY WZROSTU CEN. Nie jest to kwestia spekulacji ale zdrowego rozsądku. Każdy z nas mając jajo i kilku chętnych na nie, sprzeda je temu co da za nie najwięcej...

A gdyby nie było okrągłego stołu, gdyby Wałęsa nie podjeżdżał motorówką przeskakiwał płotu itp... ? Albo gdyby unici postanowili zrobić tym razem dobrze nie tylko kurom, ale także konsumentom? Możemy dość łatwo rozważyć alternatywny scenariusz: co by było gdyby sprzedaż jaj także była opanowana przez socjalistów. Zostałyby wtedy ustalone ceny maksymalne (zróbmy dobrze konsumentom...) co skończyłoby się natychmiastowym wyczyszczeniem jaj ze sklepów. Kto byłby szybki - coś by kupił. Na początku wystarczyłoby być szybkim tylko trochę i znaleźć się w pierwszych 70% kupujących. A potem w jeszcze mniejszej ilości bo producenci, hurtownicy i sklepikarze faktycznie zaczęliby spekulację, tym razem w postaci odłożenia sprzedaży na później, w którym to później mogliby oczekiwać zniesienia cen maksymalnych (np. po Świętach). Ale gdyby ceny zostały ustalone na stałe to następnym krokiem byłaby dalsza systematyczna eksterminacja stad kurzych przez prywatnych producentów oraz dynamiczny rozwój alternatywnego rynku (rząd nazwałby go czarnym intensywnie zwalczając) sprzedającego jaja po cenach 4-5 razy wyższych niż obecnie (kompensacja ryzyka, utrudnień i niskiej podaży). Wkrótce całość produkcji prywatnych hodowców trafiałaby na czarny rynek a oficjalną produkcją jaj musiałyby zająć się państwowe zakłady. Oczywiście wprowadzono by kartki na jaja. W zasadzie jeśli opisuję powyższy scenariusz to chyba tylko dla młodzieży. Starsi znają go z własnych doświadczeń.

Wniosek główny. Jedynym sposobem na to aby jaja były tanie i dobrej jakości jest całkowite i natychmiastowe zniesienie barier i regulacji. Osoby, dla których jakość kurzych klatek stanowi problem mogłyby i powinny kupować jaja u producentów ekologicznych, z wolnego wybiegu itp. Włącznie z namawianiem znajomych i namawianiem do bojkotu w tym poprzez masowe akcje internetowe. Istnieje duża szansa, że docelowo spowodowałoby to znaczną poprawę standardów kurzych klatek. A jeśli nie to znaczy, że społeczeństwa tak naprawdę ten problem nie obchodzi co dowodzi że obecna jakość kurzych klatek jest akceptowalna.

Inne wnioski (młodzież podkreśla w kajetach wężykiem):
- Spekulacja bardzo często jest odpowiedzią na zaburzenie reguł wolnego rynku przez rządy, jest to jednocześnie odpowiedź powodująca dążenie rynku do korekty zaburzeń.
- Poziom cen rzadko jest związany z realnymi kosztami a często z dynamiką podaży i popytu,
- Próba zanegowania powyższego faktu nie powoduje, że przestaje mieć on miejsce, daje on jednak wtedy efekty uboczne: brak towaru na rynku, powstanie rynku alternatywnego, rozrost spekulacji.
- Zmuszanie ludzi przemocą do określonych zachowań jest mniej efektywne niż użycie bodźców ekonomicznych bądź bojkot.
- Każde, nawet niewielkie podniesienie kosztów prowadzenia działalności związanych z podatkami, regulacjami, płacami minimalnymi, bądź innymi sztucznymi barierami prowadzi do wypadnięcia z działalności części przedsiębiorców bo w każdym ich zbiorze znajdują się osoby na krawędzi rezygnacji z biznesu.
- Wypadanie przedsiębiorców z prowadzenia działalności z powodów działania rządów, kończy się zmniejszeniem konkurencji, nierównowagą podaży i popytu i gwałtownym wzrostem cen.
- Brukselski socjalizm jest daleko głupszy (ale nie gorszy) od sowieckiego, bo ten drugi próbował robić dobrze robotnikom, chłopom i innemu ludowi pracującemu ale jednak ludziom, a brukselski myśli raczej o... robieniu dobrze kurom. I naprawdę (naprawdę!) powinniśmy się z tego cieszyć, że ich uwaga skupia się na kurach a nie na ludziach.

A poza tym życzę Wesołych Świąt :-D

14 komentarzy:

  1. Co tam robienie dobrze kurom - mnie irytuje fakt, że 5-latki obowiązkowo muszą iść do przedszkola o czym nie wiedziałam (chyba w zamieszaniu wokół pierwszoklasistów 6-latków ta informacja jakoś mi uciekła :/). Osobiście nie mam nic przeciwko 5-latkom w przedszkolu i 6-latkom w szkole, ale jestem bardzo przeciwko takiemu OBOWIĄZKOWI narzuconemu przez Państwo - no coż, rodzice dziś nie mogą decydować o swoich dziaciach. Ale to jeszcze nic, bulwersuje mnie takża fakt, iż przedszkolaki mają mieć zakładane przez pedagogów kartoteki, które później "pójdą" za nimi do szkoły ://. Ot takie przekazywanie informacji, bardzo pomocne i takie nowoczesne... Tym sposobem maluch, który w przypływie furii ugryzie kolegę dostanie wpis, że przejawia agresje i szkolna łatka agresora gotowa. Może Ktoś jeszcze pójdzie po rozum do głowy i wycofa sie z takiego absurdu oceniania przedszkolaków. Chociaż chyba jednak nie, bo przecież te tłumy pedagogów itp. musza się czyms zająć i usprawiedliwic swoją nieobecność w sytuacjach kiedy ich interwecja była naprawdę potrzebana, a dziecku z problemami nikt nie pomógł na czas :/.
    To była tylko taka mała dygresja nt kur i może temat na kolejny post ;)). Niech w gołębniku zapanuje twórcze zamieszanie i Kot da głos - miau-miau :)).

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszystko, co piszesz, jest prawdą, ale prawo to TAKŻE wprowadzanie określonej moralności. Stąd np. zakaz dokonywania aborcji na życzenie, ale przyzwolenie na ten zabieg, gdy jest wynikiem gwałtu. Tego się nie da racjonalnie uzasadnić i żadne gadanie, by zostawić kobietom wolną wolę nie dotrze do ludzi, którzy uważają, że raz można zabić nienarodzone dziecko, a innym razem - nie.

    Równie nieracjonalne, gdyż oparte na MORAlNOŚCI, są zakazy dręczenie zwierząt. Bo o to chodzi z zakazem chowu klatkowego. Dla mnie dręczenie zwierząt jest niedopuszczalne, wolę już wysokie ceny jaj. Jeśli ktoś uważa inaczej, walczy o co innego. Płaszczyzny porozumienia nie będzie nigdy.

    http://istota-rzeczy-wg-kiry.blog.onet.pl/Sumienie-towar-deficytowy,2,ID439232942,DA2011-11-07,n

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmm, zawsze mi się wydawało, że moralność jest niezmienna i uniwersalna. A tymczasem jeśli jest tak jak piszesz, to oznaczałoby że zmienia się ona w obecnych czasach bardzo dynamicznie. Jeszcze do niedawna warunki hodowli kur nikomu nie przeszkadzały. A tu nagle to dręczenie zwierząt. Idąc tym tropem równie dobrze za chwile jakiś unita powie, że obecne nowe warunki to za mało, bo to jednak dręczenie zwierząt i trzeba zrobić zmianę taką żeby kura siedziała na miękkiej poduszeczce, gapiła się w kino domowe i piła z porcelanowych kubeczków. A potem jeszcze kto wie wysokim komisarzem zostanie jakiś weganin i ho ho, całkiem zabroni spożywania jaj. Nie takie przecież głupoty powstawały już w tej instytucji...

    Ażeby wyjść z tego koła absurdu najlepiej zdać się na uniwersalną moralność kupujących i pozwolić im zadecydować czy chcą kupować jaja od pewnych producentów, czy nie chcąc brać w procederze w ich mniemaniu niemoralnym, nie przyłożą do tego ręki.

    OdpowiedzUsuń
  4. "zawsze mi się wydawało, że moralność jest niezmienna i uniwersalna."

    Gdyby tak było, to moralność musiałaby być nam dana z zewnątrz, a nie wymyślona. Tymczasem nikt jeszcze nie udowodnił, że jego zasady są obiektywnie słuszne. Do udowadniania słuszności określonej moralności potrzebne jest ZAŁOŻENIE. A co, jak się ludzie różnią co do założeń?

    "Jeszcze do niedawna warunki hodowli kur nikomu nie przeszkadzały."

    Tak jak niewolnictwo, nieograniczona prawem władza pana domu nad resztą rodziny, etc. A jednak znaleźli się ludzie, którzy dostrzegli zło w pewnych poczynaniach. Jeśli uważasz, że NIGDY nie należy NICZEGO zmieniać, to widocznie najbardziej cenisz czasy, kiedy moralności w ogóle nie było, rządziła zaś czysto fizyczna siła.

    "A tu nagle to dręczenie zwierząt. Idąc tym tropem równie dobrze za chwile jakiś unita powie, że obecne nowe warunki to za mało, bo to jednak dręczenie zwierząt i trzeba zrobić zmianę taką żeby kura siedziała na miękkiej poduszeczce, gapiła się w kino domowe i piła z porcelanowych kubeczków."

    Tego typu myślenie opisałam w ostatnim akapicie mojego wpisu. Nie będę kopać się z koniem... ups, sorry - z kotem.

    "[...] najlepiej zdać się na uniwersalną moralność kupujących [...]"

    Najlepiej według kogo? Ciebie? Właśnie takie twierdzenia są świadectwem, że moralności uniwersalnej nie ma. Ona istnieje w naszych umysłach. Dlaczego prawo miałoby realizować Twoją moralność (zwierzę jako święta własność prywatna), a nie moją? Wykraczasz poza dyskusję, starając się subiektywne opinie przedstawić jako rzeczowe argumenty.



    Odnośnie samych jaj: przypuszczam, że niedługo sytuacja się unormuje i ceny spadną.

    OdpowiedzUsuń
  5. Oczywiście masz rację że moralność się zmienia. Ale jednak nie aż tak często zmieniają się jej zasadnicze składowe. Nie jest co chwilę odwracany nasz świat o 180 stopni ponieważ oznaczałoby to likwidację podstaw cywilizacji w której żyjemy. A to właśnie proponujesz, bo z błahego powodu postulujesz złamać kilka podstawowych jej zasad. Np. to że człowiek jest ważniejszy od zwierzęcia czy zasadę nienaruszalności własności prywatnej.
    Wrzucanie tu do wora niewolnictwa jest raczej kiepską próbą bo stoi właśnie w sprzeczności z zasadą człowieka jak bytu najdoskonalszego na ziemi. Jest to zasada na której człowiek zbudował większość swoich ideologii czy moralności, niezależnie czy religijnych czy świeckich.

    Oczywiście masz prawo sądzić inaczej, np. że wygoda kury jest ważniejsza niż głodne dziecko, ale ja zostanę przy swoim i uważam, że inicjowanie agresji przeciwko ludziom w celu nieznacznego poprawienia losu zwierząt jest niemoralne, nieludzkie i sprzeczne z całą historią cywilizacji stworzonej przez człowieka.

    "Najlepiej według kogo? Ciebie?"
    Nie. Chodzi mi o to, że kto uważa jedzenie jajek za moralne - niech je kupuje, kto uważa za niemoralne - niech je bojkotuje. To taka prosta zasada: bojkot zamiast agresji.

    Nie bardzo rozumiem z Twojego wpisu na początku czy akceptujesz aborcję czy nie, ale jeśli tak, to już byłoby wyjątkowo kuriozalne: troskać się o los kury w za ciasnej klatce dopuszczając jednocześnie zabijanie istot ludzkich, które miały pecha jeszcze nie opuścić brzucha matki.

    OdpowiedzUsuń
  6. Droższe jaja to NIE głód. To jest właśnie lekka niedogodność. Chyba że czyjś organizm przyswaja tylko jaja. Znasz takie osoby?

    Siedzenie w klatce w jednej pozycji przez całe życie to NIE jest niewygoda - to męczarnia. Ale rozumiem, że dla Ciebie kura to tylko taka żywa jajorodna maszynka.

    Zasada: zwierzę nie znaczy nic, człowiek znaczy wszystko, jest dość dziecinna jak dla mnie. Nie wierzę, byś traktował każde ludzkie życie jak świętość. Ale cóż, nie chcę się na ten temat kłócić. Możesz się litować nad zarodkiem człowieka, a cierpienie zwierzęcia olewać. Dla mnie to dziwne, bo koszt donoszenia ciąży (dla organizmu) jest o wiele wyższy niż powstrzymywanie się od jedzenia jaj. Jeśli tego nie uznajesz, to przepraszam, ale nie dogadamy się. Warto jednak być spójnym w swoich poglądach: jeśli dajesz właścicielom zwierząt całkowitą wolność w decydowaniu o swoim inwentarzu, łącznie z maltretowaniem go, to daj wolność i kobietom. Wiesz, ja aborcję mam za rzecz złą, choć w pewnych sytuacjach dopuszczalną. Ty, jako zagorzały wolnościowiec, powinieneś ulec propagandzie feministek. ;)

    A tak w ogóle to ja Cię wcale nie chcę przekonywać do moich zasad. Ja tylko tłumaczę, że kiedy w grę wchodzi moralność, to nie ma mowy, by dojść do jakichś obiektywnych wniosków. Wydaje Ci się, że podstawy są niezmienne - ale JAKIE podstawy? Taka "własność prywatna" to pojęcie dość szerokie. Nawet wolnościowcy kłócą się między sobą? Jak więc mogą dogadać się osoby z dwóch przeciwstawnych obozów? (Nie mam na myśli siebie, gdyż podzielam sporo Twoich poglądów.)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie bardzo rozumiem czemu próbujesz wszystko sprowadzać do skrajnych pozycji. Czy ja gdzieś pisałem, że akceptuję maltretowanie zwierząt? Piszesz o pojęciach w kategoriach 0/1. Twoja postawa reductio ad absurdum niestety utrudnia dialog.
    Skąd wogóle wiesz że klatka o wymiarach X to dla kur męczarnia, a Y już nie? Bo tak powiedział na filmiku jeden facet z kolczykiem w nosie? To dopiero jest dziecinne. Wczoraj hodowla kur była w porządku, dziś już nie jest bo paru nawiedzonych nagle tak twierdzi?
    Nie twierdzę że nie należy zmieniać zasad moralności, ale jednak podejrzliwie traktuję próby zmian czegoś co się dobrze sprawdza latami. Najpierw kredyt daje starej zasadzie zanim ktoś mnie przekona do nowej.

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie, nie, przepraszam, chwileczkę, ale jaka zero-jedynkowość? Czy ja twierdzę, że mamy wszyscy przejść na wegetarianizm? Ja tylko SĄDZĘ, że pozostawanie przez całe życie w jednej pozycji to katorga. Żyję na planecie Ziemia i nie spotkałam się z przypadkiem KRĘGOWCA, który z własnej woli pozostawałby w tej samej pozycji przez całe życie. Stąd moje wnioski.

    Jakie masz dowody, że coś się "sprawdzało" przez lata? To można ocenić jedynie w przypadku rzeczy mierzalnych. I właśnie tu napotykamy na problem - moralności lub niemoralności nie da się zmierzyć.

    I dlatego zachodzą ZMIANY. Kto powiedział, że to, co na początku, musi być dobre, a to, co potem, jest zawsze gorsze? Skoro po tysiącach lat niewolnictwa w końcu cały świat OFICJALNIE uznał, że jest to zło, to znaczy, że nawet wielkie przemiany są możliwe. Albo ta nieszczęsna aborcja - ileż ona lat była dozwolona w Polsce bez chyba żadnych ograniczeń (i czytałam o tym, i od babci słyszałam)! Tak więc drogi Kocie - proszę! Poważnie rozmawiasz czy tylko uparcie trzymasz się wersji, że "nie ma co zmieniać i koniec!"?

    Powtarzam: nie mam zamiaru Cię przekonywać. Bo ani ja nie mam argumentów, ani Ty. Mamy swoje OPINIE.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ok, więc pewnie różnimy się po prostu w ocenie tego konkretnego przypadku. Ja uważam, że klatka to dla kury tylko lekka niedogodność.

    Za to nie rozumiem czemu od razu chcesz używać agresji wobec hodowców. Nie podoba się metoda hodowli klatkowej? Kupuj jaja z wolnego wybiegu (nawiasem mówiąc częściej zarażone bakteriami).

    I na koniec jedno - ważne. Trzeba odróżniać moralność od prawa. Prawo nie może być odbiciem moralności. Możemy się nawet zgodzić co do tego że jakaś czynność jest niemoralna a niekoniecznie do tego że powinna być prawnie zakazywana. Powiedzmy uznamy, że spożywanie narkotyków jest niemoralne, ale to oznacza tylko że każde z nas nie będzie ich brać a niekoniecznie musi to co uważa za moralne narzucać innym dorosłym ludziom.

    OdpowiedzUsuń
  10. Szanowny Kocie, drażni mnie wielce, kiedy ktoś nazywa regulacje prawne agresją. Nie rozumiem takich wywodów. Czy zakaz znęcania się nad zwierzętami to agresja skierowana wobec ich właścicieli? Jeśli tak uważasz, to przypominasz mi ultra-proaborcjonistów, którzy uważają, że dziecko w łonie matki można zabić nawet minutę przed porodem (a pojawiają się już głosy, że i po porodzie), a jak się to komuś nie podoba, to niech podobnych rzeczy nie praktykuje, ale i zabraniać innym się nie waży, bo to byłoby zniewalanie kobiety, odbieranie jej prawa do własnego brzucha, etc.

    I proszę, nie przypominaj teraz, że aborcja to "zabójstwo człowieka", bo jak by na to nie patrzeć, czy zgadzać się z jej zakazem czy nie, to FAKTEM jest, iż ten zakaz wypływa z określonej MORALNOŚCI. Jeśli więc uważasz, że "Prawo nie może być odbiciem moralności", to zakaz aborcji nie powinien Ci się podobać.

    I może Ci się nie podoba, nie wiem, nie deklarowałeś się. ;) Ja bym prawo aborcyjne nieco zmodyfikowała, lecz zdecydowanie samowola pod tym względem nie jest moim marzeniem.

    Ale nieważne. Jedno jest pewne: w każdym prawie jest odzwierciedlona JAKAŚ moralność. Inaczej się nie da. I jest to moralność:
    a) rządzących
    b) wpływowych lobby
    c) większości

    Tak już jest i absolutnie nic tego nie zmieni, gdyż człowiek nie jest automatem. Warto dbać o to, by prawo było logiczne, by przyjęło ważne dla nas założenia, by chroniło to, co pomaga przy przetrwaniu jednostki/społeczeństwa (ale nie za wszelką cenę, bo jeszcze doszlibyśmy do nakazu rozmnażania się ;)), lecz nie unikniemy narzucania ludziom określonej moralności.

    Branie narkotyków nie musi być niemoralne, może być za to niebezpieczne dla osób postronnych. Czytałam wywody osób, które przeraża myśl legalizacji używek, lecz nie dlatego, by chciały chronić zdrowie ćpuna, a z racji swoich doświadczeń z takimi ludźmi: na głodzie są oni często nieobliczalni.

    OdpowiedzUsuń
  11. Po co ten bezsensowny przykład z ultra-proaborcjonistami? Przecież właśnie spokojnie tłumaczę, że prawo nie może dokładnie odzwierciedlać moralności społeczeństwa a wyłącznie tą jej część która jest najbardziej uniwersalna jak np. "nie wolno zabijać drugiego człowieka". Jeżeli chcesz żeby TWOJA moralność była dokładnie i co do przecinka odzwierciedlona w prawie (represyjnym, bo zakaz JEST agresją, na jego końcu stoi pan policjant) to sorry, ale nie różnisz się wiele od różnych skrajnych ugrupowań. Taka postawa kończy się tym, że wszyscy muszą żyć według jednej moralności a to religijnej a to komunistycznej itp. Doprowadza to w końcu do bezsensownych sytuacji jak karanie kogoś za wyhodowanie rośliny w doniczce czy budowę domu na swojej działce bez zezwolenia (o ścięciu drzewa boję się wspominać w kontekście Twojego wojującego ekologizmu).

    A zwierzę musi stać niżej w hierarchii od człowieka. Nie jestem za maltretowaniem itp. ale pewne niedogodności zwierzęcia na rzecz człowieka powinny być przez nas akceptowane. Inaczej nie będzie można przetestować leku ratującego miliony osób a za chwilę w Twoich oczach dziecko hodujące chomika w akwarium będzie zbrodniarzem.

    OdpowiedzUsuń
  12. Budowa domu na działce czy ścięcie drzewa - akurat temu się nie sprzeciwiam. Ale już np. wycięciu stu drzew na oślep - owszem. Boli mnie, kiedy pomyślę, że urzędnik miałby decydować, czy wolno wycinać własny las czy nie, ale z drugiej strony, jakiś kompromis między zachowaniem środowiska w nienaruszonym stanie a interesem człowieka jak najbardziej by się przydał.

    Prawo nigdy nie odzwierciedlało jakiejś jedynie słusznej moralności. I ZAWSZE jest represją dla części społeczeństwa. Moja moralność nie będzie odzwierciedlona "dokładnie i co do przecinka", zapewniam, nawet gdybym miała władzę absolutną. ;) Z pewnością jednak zakazałabym wielu rzeczy i nie wmówisz mi, że byłabym bardziej podobna do fanatyków komunistycznych czy religijnych niż rzekomi liberałowie pełną gębą. ;) Zapewniam: nie da się zadowolić wszystkich. Każdy ma swoją koncepcję idealnego prawa. ;)

    A życie ludzkie NIGDY nie było traktowane przez prawo jak święte. Przez żadne chyba. Stąd właśnie kara śmierci, przyzwolenie za samoobronę (posuniętą nawet do prawa zastrzelenia każdego intruza na swojej posesji), no i - aborcja właśnie. Nie udowodnisz, że te rzeczy powinny być zakazane. Toczą się na ten temat od wielu lat gorące spory.

    Ja się zgadzam, że UMOWA SPOŁECZNA (a nie żadna uniwersalna moralność czy prawa natury) może - choć nie musi - nakazywać traktować zwierzę jak istotę niższego rzędu. Może, musi, powinna... Jejku, każdy ma swoje zdanie. :) Ale proszę, odróżnij drobne niedogodności od maltretowania.

    Przykład z chomikiem - cóż, może kiedyś hodowla chomików będzie zakazana. Ale że na dzień dzisiejszy nie jest, to pozwól, że spytam: czy zwróciłbyś uwagę obcemu (!) dziecku, że za mocno ściska SWOJEGO chomika? Bo ja pewnie tak, choć byłoby mi głupio. Bo JA uważam to za zło. I gdyby dziecko mnie nie posłuchało, to... no właśnie, nie wiem, czy użyłabym siły. Ale gdyby kopało psa czy kota - owszem. Może to nielogiczne, ale kiedy w grę wchodzi moralność, to często do głosu dochodzą emocje. ;)

    Ty usiłujesz natomiast - jak mężczyzna, a jakże ;) - podciągnąć wszystko pod rozum. Tymczasem - pewnie nie dostrzegając tego - bez przerwy wygłaszasz subiektywne opinie. "Nie jestem za", "powinny być", etc. I spoko. Po prostu w PEWNYCH kwestiach stoimy po przeciwnych stronach barykady.

    OdpowiedzUsuń
  13. Ok, zakończmy tą dyskusję każdy przy swoim zdaniu :)
    Nie jestem zwolennikiem maltretowania zwierząt i chętnie zgadzam się na zakaz takowego, ale tutaj uważam jednak że chodzi o drobną niedogodność która rekomendowana jest dobrem wielu ludzi.
    Nie zależy mi z resztą na tym aż tak mocno, stawiasz mnie trochę pod ścianą kategorycznymi stwierdzeniami prowokując do obrony :)
    Sądzę że Twoja emocjonalna reakcja jest spowodowana obejrzeniem jakiegoś emocjonalnego filmu nakręconego przez zwolenników zakazu. Uważaj jednak bardzo kiedy manipulują Twoimi emocjami. Wiele osób wskazywało na to, że te filmy są zmanipulowane. Spróbuj obejrzeć kontrargumenty drugiej strony.

    A poza tym kończmy dyskusję, bo mam wrażenie że duplikujemy coś co było już omawiane tutaj:
    http://krulpik.blogspot.com/2011/11/to-jest-kura-panie-generale.html
    czyż nie :) ?

    OdpowiedzUsuń
  14. O kurach pisałam zarówno u Krulpika, jak i u siebie. Nie wiem, co taka kura myśli, czuje, czego pragnie, co byłoby dla niej najlepsze. Rozum (logika plus znajomość świata przyrody) mi mówi, że jednak cierpi. Owszem, możesz uznać, że jest to tylko przypuszczenie. Ale znacznie bardziej logiczne niż to, że jest to zaledwie drobna niedogodność.

    Kontrargumenty drugiej strony to najczęściej użalanie się nad "poszkodowanymi" konsumentami. Cóż...

    Wszystko można uznać za manipulację mediów. Ostatnio modne zrobiło się kwestionowanie ISTNIENIA globalnego ocieplenia. Cóż, ja na razie nie mam powodu, by nie wierzyć, że klimat się zmienia, skoro wszędzie o tym trąbią. Co najwyżej mogę uznać, że sporo racji mają ci, którzy uważają, że nie jest to w żadnym wypadku wpływ człowieka. Klimat po prostu się raz na jakiś czas zmienia. ;)

    OdpowiedzUsuń