sobota, 14 maja 2011

Niespełnione rządu obietnice, temat zastępczy: kibice

Tydzień temu w Bydgoszczy odbył się mecz finałowy o Puchar Polski w piłce nożnej. Ponieważ nie kibicuję żadnej z drużyn biorących w nim udział, nie interesowało mnie to specjalnie i nawet go nie oglądałem. Ale nagle na drugi dzień okazało się, że o tym meczu mówią wszystkie media, przyćmiło ono nawet rzekome zabicie Bin Ladena! Wow, nawet nasz wspaniały premier zorganizował z tej okazji konferencję prasową! Dlatego poświęciłem kilka minut na obejrzenie w sieci najbardziej newralgicznych wydarzeń mających miejsce po meczu. Muszę przyznać, że jestem lekko rozczarowany, sądząc po reakcji rządu spodziewałem się dantejskich scen...

Wydarzenia jakie miały miejsce, ok - nie powinny mieć miejsca. Tłum nie powinien wbiegać na murawę po meczu. Nie powinno być zrywania krzesełek i rzucania nimi. I zdecydowanie takich wyczynów jak ten "bohatera", który kopnął fotoreporterkę. Poza tym jednym incydentem nie były to jednak jakieś drastyczne, krwawe zajścia. Uczestniczyło w nich mniej niż 5% kibiców i działo się nic co, od czasu do czasu nie zdarzałoby się czasem w ostatnich 20 latach. Skąd więc ta zmiana u polityków? Mecz wydawał się być beznadziejnie zabezpieczony. Policja i firma ochroniarska solidarnie zawaliły sprawę prezentując typowe dla polskiej policji popadanie ze skrajności w skrajność: totalną bezczynność i bezradność przeplatając bezmyślną brutalnością. Mecz zakończył się rzutami karnymi. Już przed końcem normalnego czasu gry przed barierkami oddzielającymi trybuny od murawy powinien pojawić się kordon służb bezpieczeństwa. Tymczasem ochroniarze nie pojawili się tam nawet w trakcie rzutów karnych, które jak wiadomo wyzwalają w oglądających spore emocje. Przed ostatnim karnym widać było ogromną grupę kibiców Legii stojących tuż za bramką, na którą strzelano karne. Tuż za reklamami. To niebywałe, że w takich warunkach sędzia nie przerwał meczu, a policja nie interweniowała. Czy czekała na dalszy rozwój wydarzeń? Jeśli tak, to na czyje polecenie? Jak w takich warunkach bramkarz Lecha miał bronić karnego? Niestety ale mocno wygląda to na prowokację służb porządkowych. Po udanym strzale setka, może dwie osób wbiegła na murawę świętując zwycięstwo z piłkarzami i przy okazji rozbierając ich do bielizny. Trudno powiedzieć, czy piłkarze lubią takie świętowanie zwycięstw, nie jestem piłkarzem, lecz część z nich zdawała się autentycznie cieszyć razem z kibicami, bo jak inaczej tłumaczyć np. takie obrazki czy też takie, podczas gdy inni zaniepokojeni udali się szybko do szatni. Szybki kontratak policji w ciągu minuty wypchnął tłum z powrotem na trybuny. Pracownicy ochrony mieli ze sobą sprytne przenośne miotacze gazu, z których ochoczo skorzystali (ciekawe czy dostało się też piłkarzom). Po opanowaniu porządku na murawie większy oddział policji udał się w stronę kibiców Lecha jakby czekając na reakcję. I co było łatwe do przewidzenia, dzielni chłopcy w mundurach doczekali się. W ruch poszły krzesełka i różne elementy znajdujące się pod ręką w większości zamaskowanej młodzieży. W ruch poszły gumowe kule, które zdecydowanie uspokoiły sytuację. Wszystko to trwało ok 5-6 minut, po czym puchar mógł być spokojnie wręczony.

Tak jak pisałem wyżej, nie popieram dewastacji stadionów. Grupki, które chcą konfrontacji, powinny spotkać się w lesie i tam spokojnie powalczyć nie narażając postronnych osób. Tutaj jednak nie doszło do walk między grupami kibiców, ale do spontanicznego wbiegnięcia na murawę w celu świętowania zwycięstwa i do krótkiej szamotaniny z policją. Wszystko powinno się więc skończyć aresztowaniem kilkunastu najbardziej krewkich zadymiarzy, spędzeniem przez nich nocy na komisariacie, karami grzywny, zapłatą za straty przez obydwa kluby po połowie (w sumie jak podano - 40 tys. zł. - żadne pieniądze dla takich klubów) i ewentualnie przemyśleniem czy stadion w Bydgoszczy nadaje się do takich meczów. Oraz kilkuzdaniowymi notkami na ostatnich stronach gazet. Tymczasem mamy do czynienia z burzą. Premier zwołał konferencję prasową i zapowiedział, że zrobi ze stadionami porządek jak z dopalaczami. Po czym, gdy Wielki Brat niczym Putin huknął pięścią w stół, już różni ministrowie i komendanci policji na wyprzódki zwołują swoje konferencje gorliwie prześcigając się w pomysłach (ciężko się dziwić - boją się gniewu Słońca Peru). Popularne gazety dają na pierwsze strony ogromne zdjęcia i artykuły. Temat przebił informacje o Bin Ladenie. O co więc chodzi?

Może piłka nożna stała się nagle ważna z uwagi na nadciągające EURO 2012? Może o to, że rząd nie mając sukcesów na innych polach usilnie szuka tematu zastępczego? Może o to, że kibice zaczęli przejawiać ostatnio inne zainteresowania niż wyłącznie sportowe? Zaczęło się od konfliktu Gazety Wyborczej z kilkoma klubami kibica. GW jakiś czas temu wymyśliła sobie krucjatę polegającą na próbie wyeliminowania fanatycznych kibiców ze stadionów, teraz jednak ponosi klęskę za klęską. Wyeliminować ich się nie udało, frekwencja rośnie, poziom zorganizowania grup również, a kibice podjęli dialog przynosząc na stadion flagi parodiujące GW oraz dość ostre politycznie. Można więc powiedzieć, że tzw. punktem bez odwrotu w tym konflikcie był ten transparent przypominający Adamowi Michnikowi jego korzenie rodzinne. Przy okazji wzrastającej fali zainteresowania takimi tematami, kibice zaczęli interesować się także polityką i wznosić hasła antyrządowe. I zapewne właśnie o to chodzi! Media dość słabo odnotowały fakt, że przed meczem PP obydwa kluby kibica zorganizowały akcję pozostawiając pusty sektor i rozmieszczając na nim flagi z antyrządowymi hasłami. To rozsierdziło sztab premiera, jednak warto zadać pytanie: a właściwie to dlaczego kibice nie mają mieć prawa do własnych poglądów politycznych? Dlaczego teraz po wszystkich stadionach ligowych ochrona zrywa antyrządowe transparenty? Dlaczego policja zwiększyła o kilka stopni poziom agresji wobec zwykłego przedstawiania swoich poglądów politycznych? Czy kibice są jakimiś podludźmi i nie mają prawa głosu? Dlaczego aresztuje się, często szesnasto- czy siedemnastolatków, pod fałszywymi zarzutami zaśmiecania czy idiotycznymi przeklinania w miejscach publicznych za prezentowanie niepoprawnych transparentów?

Trzeba przyznać, że piarowcy Tuska niesamowicie sprawnie wybierają tematy zastępcze mające na celu ukrycie własnych niepowodzeń bądź niespełnienie przedwyborczych obietnic. Prawie zawsze celem są jacyś "chłopcy do bicia" mający albo różne grzechy na sumieniu albo fatalny odbiór społeczny. Najpierw był to hazard. Ciężko go było bronić, bo większość ludzi szybko wyłącza myślenie słysząc to słowo. Choć nikt ich do próbowania hazardu nie zmusza, to z jakiegoś powodu popierają walkę z nim, sami masowo przegrywając spore sumy w twardym hazardzie jakim jest totolotek. Zamiast wziąć odpowiedzialność za swoje czyny i zrozumieć, że hazard jest dla nich zagrożeniem tylko jeśli sami pozwolą mu nim być, z łatwością dali wmanewrować się w prowokacje rządu. Kolejnym tematem były dopalacze. Wymarzony chłopiec do bicia. Próba atakowania rządu za walkę z dopalaczami to niemal pewne sprowadzenie na siebie potępienia społecznego i ostracyzmu. Nawet łamiącej wszelkie zasady bezprawnej formy tej walki nie można było oprotestować by nie narazić się na zarzuty "co ty, bronisz mafii narkotykowych?", gdy tymczasem prawdziwe mafie nieźle na posunięciach rządu skorzystały... Z cenzurą internetu nie wyszło. Ten jeden raz atak był źle przygotowany, chłopiec do bicia źle wskazany, a społeczność za silna. Próbowali kilka razy, ale jak na razie (kto wie czy nie czasowo) odpuścili. Teraz przyszedł czas na kibiców. Piarowcy Tuska wymyślili sobie, że nic nie wzbudzi takiej odrazy w "zdrowej tkance społecznej" jak wizerunek hordy bezmózgich typów tyranizujących bezbronne miasta i stadiony, którym nadano pejoratywną łatkę "kibola". Bezmyślni, tępi, pijani "kibole" są więc teraz wrogiem społecznym numer jeden. "Naprawdę chcesz ich bronić?" - na pewno zaraz odezwą się takie głosy.

Tak. Fanatyczni kibice mają wiele grzechów na sumieniu. Jednak trzeba sprowadzić rzeczy do właściwych proporcji. Grupy dorosłych ludzi mają prawo pobić się w ustronnym miejscu nie wciągając w to osób postronnych. A jeśli demolują mienie prywatne, czy atakują niewinne postronne osoby, to powinni za to odpowiedzieć jak każdy, kto by to robił w dowolnym innym miejscu. Jeśli kibic rzuci kamieniem czy kopnie dziennikarza, to jest taki sam czyn, jakby zrobił to związkowiec na wiecu, czy jakikolwiek człowiek na ulicy, (p)osłów czy ministrów nie wyłączając. Poddać pod sąd (normalny, a nie jakiś błyskawiczny, pseudosąd wykonywany w policyjnej kanciapie pod stadionem - jak teraz proponuje rząd), osądzić, ukarać jeśli winny i koniec. Indywidualnie - bez odpowiedzialności zbiorowej! Bez tego największego przekleństwa XX wieku. Przestępców ukarać, kibiców jako grupę zostawić w spokoju. Medialna nagonka nie jest nikomu do niczego potrzebna. To znaczy jest - rządowi. W miarę wzrastania świadomości politycznej u kibiców rządzący zaczynają czuć się zagrożeni. A jednocześnie nadal mają poczucie własnej siły mając w pamięci udane akcje przeciwko hazardowi, czy dopalaczom i sądząc że odbiór społeczny "kiboli" będzie na tyle zły, że walka uda się bez kłopotu. Liczą, że społeczeństwo nie zauważy jak wraz z fanatykami Donald wyleje z kąpielą także zwykłych kibiców. Jak doprowadzi do tego, że policja (która z natury nie ma ochoty na wysiłek związany z ochroną trudnych meczów) zacznie rządzić sportem wybierając sobie które mecze mogą się odbyć, a które nie. Które mogą odbyć się z udziałem publiczności, a które nie. A kto wie - może to tylko próba przed podobnym ograniczeniem praw do demonstracji i zgromadzeń politycznych w przyszłości? Jakby na to nie patrzeć, to wydaje się, że akcja rządu ma dla niego same plusy...

Ale tak nie będzie. Myślę, że Donald Tusk tym razem mocno się przeliczy. Kibice są zbyt liczną i zbyt dobrze zorganizowaną grupą, by dać się tak łatwo zastraszyć. Jedyne do czego doprowadzą siłowe rozwiązania rządu wprowadzane "w trybie hazardowym" (albo "dopalaczowym") to wybuch i eskalacja agresji. Agresja rozleje się po Polsce w sposób bezprzykładny, jakiego ten kraj nie widział od stanu wojennego. Czy piarowcy Tuska nie mają dość wyobraźni, by wyobrazić sobie co może dokonać pod siedzibą rządu, czy parlamentem kilka tysięcy agresywnych i zdeterminowanych młodych ludzi? Jeśli przy okazji wydarzy się jakiś ostrzejszy kryzys gospodarczy w Polsce, to będzie tu drugi Egipt. Sztab Tuska powinien zacząć od przypomnienia sobie zamieszek w Słupsku kiedy to po zabiciu przez policjanta młodego kibica koszykówki przez kilka dni rozszalały tłum dewastował miasto, a policja nie mogła zrobić kompletnie nic. Tak to się skończy, bo kto sieje wiatr, ten zbiera burzę panie premierze...

PS. Rozbawia mnie powtarzana przez dziennikarzy z uporem maniaka teza jakoby Niemcy i Anglicy dawno poradzili sobie z zajściami na meczach. Przykład pierwszy z brzegu: 7 maja we Frankfurcie grupa kibiców dostała się na murawę próbując... pobić własnych piłkarzy po przegranym meczu. Działo się to w niemieckiej ekstraklasie! Zgadnijcie Państwo sami, czy po tym zajściu Angela Merkel ogłosiła konferencję prasową...

2 komentarze:

  1. Dzięki za obszerne opracowanie na moim blogu, na pewno je wykorzystam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale to się rządowi uda! Przynajmniej na razie. To nie są czasy Przemka Czaji, kiedy to społeczeństwo, a nawet przedstawiciele rządu mieli zdrową podejrzliwość wobec resortów siłowych. Teraz z kibiców zrobiono kozły ofiarne i motłoch to kupił w 95%. Zamykanie stadionów za de facto krytykę władz popiera rzesza toczących z nienawiści pianę Polaków bredzących, że "kibolom" się należy. Co, komu, za co? Tego motłoch nie za bardzo rozumie, ale represyjne działanie władz się po prostu podoba. Mi się w głowie nie mieści jak można popierać tak jawne pogwałcenie praw człowieka. Jedyne co mi świta, że nasze społeczeństwo potrzebuje jakiejś krwawej rozrywki typu rzucania chrześcijan lwom na pożarcie. I dlatego naprawdę zaczynam się bać. Albo skończy się to jakąś III Rzeszą co jest bardzo możliwe, biorąc pod uwagę dotychczasową reakcją ludu i jej aprobata dla represyjnego charakteru działań władz (mała dygresja: zaczęło się od dopalaczy). Może też się to skończyć Egiptem, szczególnie kiedy Tuskaszenka weźmie się za jakieś reformy służb mundurowych,a ci się przekonali, że rząd protestów i manifestacji nie będzie tolerował. Służby to nie kibice, oni są wyszkoleni do walki mają dostęp do sprzętu i broni. Może być ostro.

    Na koniec dodam, że ja chodziłem przez długi czas na stadion, jeździłem na wyjazdy, ale przestałem. Nie przez chuliganów, którzy zajmowali się sobą, ale ochroniarzy i policję. Ścieżki zdrowia, bluzgi pod moim adresem, niestosowne uwagi wobec mojej narzeczonej. Wielu znajomych zatrzymanych w łapankach (dosłownie, kogoś policja musi zatrzymać i biorą przypadkowych ludzi). Ja mam pracę i rodzinę, nie mogę sobie pozwolić na pobicie i zatrzymanie przez jakiegoś krewkiego bandziora w mundurze. Szczególnie, że wiadomo, że za tym bandziorem stoi cały aparat represji, razem z sądownictwem.

    OdpowiedzUsuń