środa, 28 lipca 2010

Edukacja

Kiedyś mawiano "Takie będą rzeczpospolite jak ich młodzieży chowanie". Później rządy wzięły sobie to powiedzenie mocno do serca i rozpoczęły masową produkcję tępych, biernych ale wiernych społeczeństw. Przejęcie przez państwo edukacji spowodowało powstanie na tym polu wielu patologii (jak we wszystkim do czego miesza się rząd) oraz powstanie wielu skomplikowanych problemów, które w prywatnym systemie szkolnictwa nie istniały (jak choćby czy ma być religia w szkole czy nie? Co za pytanie, niech jedna szkoła ją wprowadzi, a druga nie i zobaczymy, która lepiej poradzi sobie na wolnym rynku).

Państwowe szkoły produkują półidiotów, którzy wprawdzie znają na pamięć mnóstwo wierszy poetów z przed kilkuset lat, ale nie potrafią zrozumieć ile swoich pieniędzy oddają co miesiąc rządowi. Tacy półidioci są dla władzuchny bardzo użyteczni - na pewno na nią zagłosują niezależnie od stopnia w jakim ta będzie ich łupić. A wszystko w imię szczytnych ideałów, które zapobiegliwie wpajane są uczniom już od najmłodszych lat. Dzięki patetycznym patriotycznym sagom łatwo wmówić baranom, że postrzyżyny są ich patriotycznym obowiązkiem. A że dodatkowe cele zmieniają się co pewien czas? To nie ma znaczenia. Nasi ojcowie uczyli się wierszyków o Stalinie, my o górnikach, a nasze dzieci będą wkuwać strofy sławiące Unię Europejską. Symbole się zmieniają, cel pozostaje ten sam...

Rządowe szkoły (jak wszystko co rządowe) oferują wyjątkowo niski poziom, równając wszystkie dzieci w dół do najgłupszych osobników (wszak trzeba wyrównywać szanse...) zatrudniają często przypadkowe osoby, którym płacą przypadkowe wynagrodzenia. Do grzechów tych placówek należy dodać także tłamszenie indywidualności i faworyzowanie grzecznych, miernych ale pokornych osobników oraz grup. Jest to system, który produkuje osoby niezdolne do funkcjonowania na wolnym rynku, raczej petentów systemów socjalnych i ubogie intelektualnie miernoty. Może właśnie o to chodzi politykom? O społeczeństwo uzależnione od państwa i jego socjalnej jałmużny?

Co więc należy zrobić aby system edukacyjny naprawić? Na początek:
  • Wprowadzić bon edukacyjny. Jest to jedyny rozsądny sposób na wyrównanie SZANS biedniejszej młodzieży. Każde dziecko powinno dostać X zł. (kwota do ustalenia) do wydania na produkty edukacyjne.
  • Istniejące szkoły oddać samorządom lub sprywatyzować.
  • Umożliwić łatwe zakładanie nowych szkół. Każdemu. Jak dowolny inny biznes.
  • Zlikwidować ścisłe wytyczne programowe zostawiając wyłącznie jeden egzamin państwowy maturalny. Niech jednak jego poziom będzie wyższy niż obecnie, niech będzie prawdziwym egzaminem dojrzałości.
  • Zlikwidować Ministerstwo Edukacji i kuratoria. Po co komu one na wolnym rynku?
  • Znieść obowiązek szkolny. Kto chce machać łopatą nie musi znać funkcji logarytmicznej. Względnie można pozostawić obowiązek rozciągnięty tylko na kilka klas szkoły podstawowej - tyle ile potrzeba aby nauczyć czytać, pisać oraz czterech podstawowych działań matematycznych. Akurat tyle aby ludzie zdawali sobie sprawę z kwestii tego jak rządy okradają ich pod postacią podatków.
W dalszej kolejności (gdy społeczeństwo żyjące w wolnym kraju dojrzeje już w większym stopniu do wolnego rynku) będzie można znieść bon edukacyjny.

Niech mi nikt nie pisze, że taki system spowoduje powszechny analfabetyzm. Żyjemy w czasach wszechobecnej prasy, telewizji i internetu. Większość osób ma konta bankowe. Prawie każdy podpisuje jakieś umowy (choćby o pracę). Każdy kto chce skorzystać z tych dóbr musi nauczyć się czytać i pisać. Trudno się także spodziewać aby większość osób nagle przestała chcieć. Postęp techniczny ciężko cofnąć. W Polsce zdecydowana większość osób posiada prawo jazdy, a przecież nie ma obowiązku wyrabiania go, a egzamin jest dość trudny i kosztowny. A jeśli jeden z drugim tępy idiota nie nauczy się czytać? A co właściwie mnie to obchodzi? Parę osób do łopaty zawsze będzie potrzebnych. Proszę się nie śmiać: zawód łopaciarza jest ważny i przydatny. Poza wykonywaniem istotnych dla gospodarki prac ziemnych osoba taka stanowi motywację do nauki dla przyszłych pokoleń. Tatuś może powiedzieć wtedy do synka "ucz się ucz, bo będziesz machać łopatą jak ten pan" I synek wtedy natychmiast pędzi do szkoły... Prywatnej. W której pracują świetnie umotywowani fachowcy uczący go samych pożytecznych rzeczy...

5 komentarzy:

  1. "Znieść obowiązek szkolny. Kto chce machać łopatą nie musi znać funkcji logarytmicznej."

    Jak to dobrze (i stanowczo) brzmi. Otwartym pozostaje jednak pytanie, co począć z dzieckiem które nie chce machać łopatą, którego rodzice (lub opiekunowie prawni) jednak nie posiadają wystarczającej ilości socjalnej kompetencji, motywacji lub po prostu wyobraźni aby wyobrazić sobie że dziecko może robić coś innego niż machać.

    Myślę, że popełniasz błąd traktując (niewyedukowane jeszcze)dzieci jak ukształtowanych, świadomych obywateli ponoszących konsekwencje swych świadomych decyzji.
    Jest to w ostateczności krzywdzące.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie traktuję tak dzieci, a ich rodziców. No cóż, rodzice są odpowiedzialni za dzieci, tak to natura wymyśliła. Próba zmiany tego (co się obserwuje ostatnio w wielu krajach) to wynaturzenie, które do niczego dobrego nie doprowadzi.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciężko się nie zgodzić- skora sam pisałem w tym samym duchu- ale pytanie- po co ta państwowa matura. To jest łamanie zasady- albo państwu nic do edukacji, albo jest to obowiązek i ma go wykonywać jak najlepiej. Ja jestem zdeklarowanie po pierwszej stronie i kropka- państwowa matura to coś co nie pasuje. A uwagi co do okresu przejściowego ciekawe- ale myślę, że to odbędzie się obok państwa, a nie w jego ramach- po prostu przez coraz powszechniejsze ignorowanie przepisów

    OdpowiedzUsuń
  4. To zależy od podejścia. Ty piszesz o zmianach dokonywanych w wyniku rewolucji, ja o ewolucji. Rewolucje dokonują się same, więc nie wiem czy jest sens poświęcać czas na pisanie o nich.
    Ja wiem, że jest spory opór materii więc do prawidłowej ewolucji nigdy nie dojdzie. Szkoda, bo prawidłowo przeprowadzone zmiany ewolucyjne są lepsze niż rewolucja, która zawsze skrzywdzi wiele niewinnych osób. Ale gdyby co, gdyby ktoś we władzach kiedyś chciał wprowadzić ewolucyjne zmiany w tym kierunku, to proszę - tu ma pod ręką właściwe kroki.

    OdpowiedzUsuń
  5. OK- punkt. Choć nie wiem, czy akurat rewolucją należy nazwać zakładaną przeze mnie stopniową autodestrukcję systemu- bez formalnej zmiany jego formy i treści.
    Co do pisania- zdecydowanie jest sens teraz- kiedy rozsądni ludzie mają czas i możliwości stopniowo przygotowywać się do zmian- a przede wszystkim zmieniać swój sposób myślenia- bo sposób myślenia władzy oceniam jako niereformowalny- a jeśli wśród czytelników jest nowy Pinoczet- zgadzam się, niech starannie przeczyta Twój artykuł.

    OdpowiedzUsuń