środa, 1 czerwca 2011

Im więcej tym mniej

W przestrzeni medialnej funkcjonuje wiele mitów. Niektóre są naprawdę szkodliwe, a jednym z nich jest próba przekonania społeczeństwa, że im mniej podatków i parapodatków płaci i im więcej pieniędzy zostaje w jego kieszeniach, tym dla niego gorzej. Wydaje się to niemożliwe żeby przekonać do tego poglądu normalnego na umyśle człowieka, a jednak...

Kilka lat temu rządziła partia zwana Prawem i Sprawiedliwością. Wśród zalewu pomysłów głupich, bez sensu a nawet szkodliwych miała jednak ten jeden przebłysk, za który należy jej się pochwała. Stało się, za sprawą minister Zyty Gilowskiej, że rząd PIS, obniżył był podatki w tym tzw. składkę rentową. Do dziś jednak nie tylko lewica ale i PO pieje z nienawiści i za każdym razem gdy nie domyka się budżet zrzucając to na karb tamtych obniżek (w przypadku PO, co śmieszne, zapominając że samo głosowało "za"). Oczywista oczywistość, że gdy się obniża podatki, to należy obniżyć też wydatki, czego PIS już zrobić nie mógł jako że poobiecywał wyborcom gruszki na wierzbach i aby je nimi zapełnić musiał wydatki raczej podnosić. Budżet, budżetem, jednak ludziom to obniżenie podatków dało po prostu więcej pieniążków do kieszeni (umowy o prace zawierają wszak pensje brutto, obniżka podatków powodowała więc, że zarobili niemal automatycznie). Dlatego wszelkiej maści socjaliści nie mogą tego tamtemu rządowi wybaczyć do dziś. Bo a nuż ludzie się przyzwyczają do obniżek podatków i zaczną domagać się kolejnych... Muszą więc nieustannie gimnastykować się, by społeczeństwu przypominać, że to na tym iż zarobiło, faktycznie oznacza, że straciło.

Są jednak pewne granice bezczelności we wciskaniu ciemnemu ludowi kitu o tym, że im więcej dostaje "na rękę" tym gorzej dla niego.  Pewien "ekonomista", znany i bardzo poważany w lewicowych kręgach, którego nazwisko złośliwie pominę żeby nie robić mu niezasłużonej reklamy rzekł był:


"Musieliśmy, tak jak Hiszpania, podnieść VAT, co uderzyło w najbiedniejszych, a nie w najlepiej zarabiających, którzy najwięcej zyskali na obniżce podatków i składki rentowej."

Podniesienie VATu to inna sprawa i oczywiste złamanie przedwyborczych obietnic PO, ale to co dalej pisze "ekonomista" to już czysta manipulacja. Składka rentowa jest odgórnie ograniczona, tzn. jej maksymalna podstawa wynosi 30 średnich krajowych wynagrodzeń miesięcznych rocznie, co oznacza że osoby zarabiające więcej niż 2,5 średniej krajowej miesięcznie po przekroczeniu tego pułapu od pewnego miesiąca nie płacą już więcej tych składek (to samo dotyczy składek emerytalnych, ale uwaga: już nie zdrowotnych). Czyli zarabiający lepiej płacą stałą kwotę ergo składka rentowa jest degresywna (co też nawiasem mówiąc doprowadza do wściekłości socjalistów na zasadzie że jeśli mnie ktoś okrada to drugiego niech okrada bardziej). Obniżka degresywnego podatku o stały procentowo wymiar jest korzystna dla SŁABIEJ ZARABIAJĄCYCH. Ponieważ rząd PIS obniżył też podatek dochodowy (progresywny), to wszystko skompensowało się do w miarę sprawiedliwej obniżki. Najsłabiej zarabiający zyskali o ile pamiętam kilkadziesiąt złotych co miesiąc, a to nie jest mało dla ubogiej osoby czy rodziny.

Oczywiście budżet rządu zubożył się o 40 z górką miliardów, ale kieszenie obywateli wzbogaciły się o tyle samo, więc kto zyskał, a kto stracił? Nie potrafię zrozumieć jak można próbować przekonywać ludzi, że stracili dlatego, że dostali więcej. Może dlatego, że nie wagarowałem na lekcjach matematyki jak zapewne większość lewicowych "ekonomistów"? A może to właśnie powstaje na naszych oczach jakaś nowa ekonomia, gdzie "mniej" znaczy "więcej"? Przecież co chwilę dowiadujemy się, że jeśli rząd zacznie wydawać na "inwestycje" mniej pieniędzy zabranych gospodarce w postaci podatków, to ta gospodarka zaraz zawali się. Trochę się niepokoiłem, że coś mnie ominęło w nauce o ekonomii, ale gdy przypomnę sobie że 2+2 nadal równa się 4 i nikt nie obalił tego prawa, to jestem spokojny. Zawali się. Ale to zawali się socjalistyczna gospodarka próbująca naginać prawa przyrody czy wręcz matematyki, a na jej gruzach wyrośnie zdrowa wolnorynkowa ekonomia, w której "mniej" znaczy "mniej", a "więcej" znaczy "więcej", albo jak pisała Ayn Rand "A znaczy A a nie coś innego".

1 komentarz: