sobota, 29 maja 2010

Jak przeżyć bez zasiłku dla bezrobotnych.

Kandydat na prezydenta p. Janusz Korwin-Mikke zaproponował całkowitą likwidację zasiłków dla bezrobotnych (patrz http://biznes.onet.pl/korwin-mikke-za-likwidacja-zasilkow-dla-bezrobotny,18490,3233701,1,news-detal ). Pomimo, że są sprawy, w których nie zgadzam się z tym panem, to jednak tutaj ma on ode mnie wielkiego plusa i pełne poparcie.

Na forum od razu pojawiła się spora ilość nienawistnych komentarzy. Pomijając te, które ewidentnie wyglądają na działalność młodzieżówki PO i PIS, jest kilka takich, które wyglądają na wpisane przez autentycznie zaniepokojone osoby. "Co to będzie, gdy zasiłków nie będzie. A jak ja nie ze swojej winy stracę pracę?". Po części rozumiem takie osoby - nie znają świata bez obowiązkowych ubezpieczeń przed bezrobociem (ZUSowski Fundusz Pracy, na który płaci składkę każdy pracujący) a mając skromną wyobraźnię nie potrafią wyobrazić sobie jak może wyglądać życie w takim świecie. Otóż może. Ja osobiście nigdy w życiu nie byłem w Urzędzie Pracy, nie zarejestrowałem się w nim ani po studiach, ani po utracie pracy. Nie przyszło mi to nawet do głowy i uznałbym za poniżające dla siebie żebranie o państwową jałmużnę. Oznaczałoby to, że jestem nieudacznikiem. A dla mniej zaradnych przedstawiam mini-poradnik: jak nie być zależnym od rządowej jałmużny.

Pomijając już nawet fakt, że znaczne zmniejszenie obciążeń podatkowych nakręca koniunkturę gospodarczą zmniejszając bezrobocie do poziomu, w którym tylko wyjątkowe lenie nie mogą znaleźć pracy, to jest naprawdę wiele sposobów na to żeby bezrobocie nie było straszne. Oto co możemy zrobić sami nie oglądając się na rząd:

  • Inwestuj w siebie, zdobywaj nowe zawody, a twoja pozycja na rynku pracy będzie silna i będziesz sam wybierać sobie pracodawców. Rób kursy, dokształcaj się, czytaj prasę fachową, inwestuj w siebie, rozszerzaj horyzonty i bądź otwarty. Tacy pracownicy nie tylko są bardziej cenieni przez pracodawców, ale mają ich do wyboru zwyczajnie więcej, bo potrafią pracować na większej ilości stanowisk.
  • Nie przywiązuj się do pracy na 20-30 lat, tylko zmieniaj ją regularnie, co 2-4 lata. Nie tylko nabierzesz więcej cennego na rynku pracy doświadczenia (różne doświadczenia zawodowe zwykle czynią osobę cenniejszym pracownikiem) ale także... nabierzesz wprawy w samym szukaniu pracy. Ja nawet mając stałą pracę umawiam się co pewien czas na rozmowę w sprawie pracy na jakimś interesującym stanowisku tylko po to aby przećwiczyć autopromocję i autoprezentację, dowiedzieć się jakie są trendy na rynku oraz zwyczajnie poćwiczyć takie rozmowy.
  • Odkładaj co miesiąc małą sumę (choćby 50zł) a po kilku latach będziesz mieć kapitał bezpieczeństwa na kilka miesięcy bez pracy. To truizm, ale mając zapas finansowy stajesz się dużo bardziej niezależny. Nie tylko mniej boisz się utraty pracy, ale także pracodawca nie może cię tak łatwo wykorzystywać, poniżać, źle traktować itp. A to dlatego, że w każdej chwili naprawdę MOŻESZ odejść. Nie MUSISZ już godzić się na kiepską pracę tylko po to aby nie umrzeć z głodu. Ja zdaję sobie sprawę, że wiele osób zarabia mało. Ale odkładaj po prostu tyle ile możesz (szczerze, nie oszukując się), a jeśli to nadal za mało, to poszukaj oszczędności. A może palisz, albo grasz w Totolotka? Rzuć te nałogi natychmiast a uzyskasz źródło oszczędzania. I nie daj się przekonać do forsowania przez banki i media życia na kredyt. Lepiej żyć mając za plecami oszczędności.
  • Załóż w własną działalność gospodarczą, nawet jeśli nie chcesz mieć faktycznie firmy, to chociaż dogadaj się z pracodawcą żebyście w ten sposób płacili mniejszy ZUS, niech da ci połowę zaoszczędzonej kwoty. Prowadząc DG zapłacisz w dodatku mniej podatków, bo np. komputer czy samochód zaliczysz w koszty. Mądrzy ludzie unikają horrendalnych w Polsce podatków między innymi dzięki prowadzeniu jednoosobowych firm. A że pracodawca może cię wtedy łatwiej zwolnić, bo nie chroni cię kodeks pracy? A co za różnica! Postępując zgodnie z tymi mini-poradnikiem nie boisz się przecież bezrobocia! A najlepiej jest faktycznie prowadzić własną firmę. Pomimo, że w socjalno-korporacyjnej Polsce mikro firmy mają pod górkę wielu ludziom to się udaje. Zawsze jednak pamiętaj, by mieć jakieś oszczędności na czarną godzinę, która przy prowadzeniu własnego biznesu może pojawić się w każdej chwili.
  • Ubezpiecz się w prywatnej firmie ubezp. od bezrobocia, to koszt kilkudziesięciu zł. To jest trochę mało opłacalne obecnie, gdy musisz płacić haracz państwu na utrzymanie bezrobotnych, ale gdyby nie było zasiłków, to ten rynek z pewnością błyskawicznie by się rozwinął oferując różne pakiety, tańsze dające krótszą ochronę i droższe dające bezpieczeństwo przez wiele miesięcy. Pamiętaj, że prywatne firmy poprowadzą ten biznes na pewno lepiej od rządu, który gdy daje 100zł, to zabiera 140! 
  • Utrzymuj dobre relacje z rodziną, to w razie czego pomogą i tobie. To jest ostateczna rada, dla tych, co nie potrafią lub nie chcą skorzystać z żadnego z pozostałych punktów. Przez stulecia nie było obowiązkowych ubezpieczeń i społeczeństwa trwały i rozwijały się głównie dzięki sile więzi rodzinnych. I dziś nie wolno o tym zapominać.
Jak widać da się żyć bez zasiłków, ale lepiej znać się tylko na kopaniu rowów, a po pracy uwalić się na kanapie i oglądać TVN sącząc piwo. Można i tak, tylko takim pasożytom ja mówię: NIE. Róbcie to za swoje i nie sięgajcie do mojej kieszeni!

4 komentarze:

  1. niezły tekst...

    OdpowiedzUsuń
  2. Drogi Kocie, jako kobieta 45+, zwolniona z pracy, z wyższym technicznym wykształceniem zarejestrowałam się w Urzędzie Pracy. Ups.. przepraszam, że sięgam do Twojej kieszeni. Cel tej rejestracji to nie zasiłek lecz możliwość korzystania ze służby zdrowia, na którą płaciłam składkę przez 25 lat a w szpitalu byłam raz w życiu rzez 2 doby (na porodówce). Taki jest system. Złość ze mnie opadła gdy doczytałam tekst do końca. Zrozumiałam, że mimo poprawnej polszczyzny Twoja świadomość społeczna nie jest pełna. To nie jest wszystko takie proste. Z Twoich porad wnioskuję, że bierzesz udział w wyścigu szczurów nie wiążąc się nadmiernie z pracodawcą. Życzę Ci, żebyś zawsze mógł skorzystać ze swojego poradnika w razie utraty pracy. Chociaż przyznam, że utrudnienia w jej znalezieniu mogłyby Cię wiele nauczyć. Są sytuacje kiedy wielokrotność fakultetów i kursy nie pomoże. Z Twej buńczucznej postawy wnioskuję że jesteś młodym Kotem dlatego rada na przyszłość: waż uważniej słowa. Pozdrawiam, Iwona z Krakowa

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za szczery komentarz. Tyle że ja nie do końca o tym pisałem (albo się nie zrozumieliśmy, blog to taka forma że użycia skrótów myślowych nie da się uniknąć albo tekst będzie za długi). Moją intencją było aby nie liczyć w takim stopniu na państwo jak robi to większość osób. Liczyć bardziej na siebie (względnie na bliskich i rodzinę) bo zobacz sama, że Twój przypadek pokazuje dokładnie że po wielu latach opłacania składek masz z tego niewiele.
    Ja także nie jestem za tym aby komukolwiek zabierać emerytury czy zasiłki. Jak ktoś płaci wiele lat to należy dotrzymać z nim umów - patrz nie dawno napisałem nt tego że rząd chce zabrać renty rodzinne niektórym wdowom. Jestem przeciwnikiem biurokracji, wierzenia państwu, redystrybucji i uzależnianiu ludzi od zasiłków, ale raczej za stopniowym wycofywaniem się państwa z tego rejonu.
    I nie uczestniczę (w miarę możliwości) w wyścigu szczurów, staram się swoją pracą zapewnić rodzinie byt ale nie godzę się na wszelkie możliwe kompromisy.
    Czasem też piszę za ostro i z przerysowaniem, ale to trochę cecha bloga :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Drogi Kocie (mogę tak?), pod jednym z ostatnich Twoich felietonów odszczekałam ten komentarz, mniej więcej godzinę po jego dodaniu (jest tam też o pozwoleniach na budowę). Czytam Twoje zapiski, uwagi i teraz wiem, że ton wypowiedzi zależy od chwili, ogólnej sytuacji i tematu rozważań. Staję się Twoją stałą czytelniczką. Masz wiele racji w swoich opiniach. Przecież mnie też z wielu powodów diabli biorą. Raz wydaje mi się coś słuszne, innym razem absurdalne. Nie mówię już o punkcie widzenia zależnie od punktu siedzenia. Twoje rady dla bezrobotnych a raczej ludzi bez pracy są słuszne i mądre. Mogłabym pójść dalej i powiedzieć to i owo o wspieraniu przez MOPSy. Po powodzi w 2010 przeszłam drogę papierologiczną aby dostać wsparcie 'tuskowe'. Bywając tam zobaczyłam kto ustawia się w kolejce do kasy. Owszem, były kobiety, młode i stare, z dziećmi, widać że życiowo nieporadne. Ale sporą część stanowili 'panowie żule'. Oczywiście ci, którzy wcześniej nie pozałatwiali sobie rent (albo ich cwane żony za tym nie pochodziły) kiedy się jeszcze dało. Cóż, płaciłam także na nich te moje marne składki. Myśli o takich sprawach, o bycie, o sensie nauki kłębią mi się w głowie z braku zajęcia. Inna rzecz, że mam co robić w domu ale nie chce mi się wściekle, może depresyjnie. Nic to. Przecież jakoś musi być dalej. Mam rodzinę, dom, nawet samochód mam ;). Przyjmijmy, że przewraca mi się w d... Z tym humorystycznym akcentem pozdrawiam, Iwona

    OdpowiedzUsuń