czwartek, 7 października 2010

Internet za 16tys. zł.

Dzięki naszym niestrudzonym dziennikarzom Prokopowi i Wellman dowiedzieliśmy się jak to dobrze, że mamy fundusze unijne Pewnie że dobrze - gdy frajer płaci, to się bierze, ale czy dziennikarze zdają sobie sprawę z tego jaki jest ukryty koszt? Zapewne nawet o tym nie myślą przeliczając zarobione pieniądze (też unijne). A tymczasem aby sfinansować projekt dofinansowany przez Unię samorządy muszą zadłużać się na wiele milionów złotych (wymagane własne źródło części finansowania). Kiedyś też, gdy do Unii wejdzie więcej biednych państw, Polska stanie się płatnikiem netto i już to nie Niemcy czy Francuzi będą sponsorować wygłupy Prokopów i Wellmanów, ale my wszyscy.

A tymczasem projekty unijne to zwykle bizantyjska biurokracja i marnotrawstwo. Połowa pieniędzy idzie na zmarnowanie w różnych projektach, studiach wykonalności, analizach środowiskowych, raportach, wielokrotnych kontrolach czy pustej dokumentacji. Połowa pozostałej połowy idzie na usługi i produkty, które mogłyby być o połowę tańsze zakupione na wolnym rynku. Że są kupowane na wolnym rynku powiecie? Nic z tych rzeczy. Firmy biorące udział w przetargach na projekty unijne doskonale wiedzą, że decydenci rozdają NIE SWOJE pieniądze więc nie będą o nie walczyć. Można spokojnie podnieść wielokrotnie cenę i nic się nie stanie. Projekt przecież i tak musi ruszyć, inaczej dziennikarze zawyją z wściekłością, że nie wykorzystujemy środków unijnych, które dostajemy. Mówiąc krótko - jeśli jakaś budowa ma według planów kosztować milion ojro, to będzie i basta - kosztorys się odpowiednio dopasuje. Zupełnie jak w PRLu tylko wykonawcami są prywatne firmy (nie zawsze). Połowa tych projektów i tak jest niepotrzebna a z pozostałej części połowa korzystających osób ich nie potrzebuje. Coś o tym wiem, bo sam z żoną mamy skończone po studiach podyplomowych za unijne pieniądze. Jak dawali to trzeba było być frajerem żeby nie wziąć. Pójść, pogadać z ludźmi, coś tam posłuchać i najeść się na darmowym obiedzie. A że sens mały? Za te 600zł nie kupiłbym pewnie 20 obiadów w restauracji :-) Choć za 3-4 tys. na pewno bym nie skorzystał z tej "oferty edukacyjnej".

Większość projektów unijnych brzmi pięknie i ma wspaniałe uzasadnienie. Ciężko czasem się do czegoś przyczepić, bo jak tu powiedzieć ludziom, że z kanalizacją na budowę której czekali 30 lat jest coś nie tak? Jak tu się czepiać, że droga zbudowana za 10mln zł. z czego samorząd zadłużył się na 5mln, mogła być zbudowana przez chińczyków za 4mln? Ktoś powie: a może Chińczyk wziąłby jednak więcej? A może zbudował gorszą drogę? Czasem jednak absurd jest tak oczywisty, że nie można go ukryć. Jak donoszą źródła za 25mln zł. 1.5tys. lubuskich rodzin dostanie internet. Pewnie opanował mnie jakiś chorobliwy cynizm, bo nie mogę nijak podzielić optymizmu dziennikarzy, którzy widzą w tym rozwój i same plusy. Przecież to wychodzi ponad 16tys. zł. za podłączenie jednej rodziny!!! Podczas gdy przeciętny komputer można kupić za 2000zł a firmy organizujące sieci osiedlowe za przyłączenie biorą po kilkaset zł plus kilkadziesiąt zł. miesięcznie abonamentu. Być może da się osiągnąć taki koszt ciągnąc po 20km światłowodu do jednej rodziny, ale wystarczy być średnio rozgarniętym żeby zorientować się, że tak wcale nie trzeba - bezprzewodowy dostęp do internetu jest oferowany przez firmy telekomunikacyjne za kilkadziesiąt zł. miesięcznie bez kosztów stałych (tj. modem za złotówkę). Można by wykupić tym osobom taki abonament z góry na 5 lat co + komputer kosztowałoby jakieś 5 tys. zł a przecież to są ceny dla detalicznych konsumentów, samorząd mógł na pewno znaleźć tańszą ofertę... Ale przecież urzędnik nie wydaje swoich pieniędzy, więc wszystko mu jedno ile to kosztuje. Że taki internet byłby wolniejszy od światłowodu? Gdybym należał do ubogiej rodziny i dostawał internet za darmo, to cieszyłbym się i z modemu 56K (a przy tym w artykule nigdzie nie ma napisane, że to będzie światłowód, urzędasy są gotowe faktycznie wydać 16tys. zł. na jakieś powolne połączenie o prędkości modemu).

W dodatku urzędnicy od razu obwarowali "dar" odpowiednio skrojonymi obostrzeniami. Żeby rodziny sobie nie myślały za wiele i nie sądziły, że naprawdę dostają coś na własność. Dostaną więc tylko prosty terminal (aby nie sprzedały komputera na lewo) i będzie z niego można tylko łączyć się z internetem pod kontrolą centralnego serwera, który zablokuje nielegalne strony (a swoją drogą ciekawe co uznają za nielegalne, podejrzanie pachnie to cenzurą internetu wpychaną znów tylnymi drzwiami, kto wie czy to nie swoisty eksperyment).Więc całość będzie pewnie obsługiwać 5 inżynierów, 10 księgowych i 15 biurokratów. A to nie prościej było dać tym rodzinom po dychu tygodniowo na wykorzystanie w lokalnej kafejce internetowej? Efekt ten sam a za 0.5mln można by tak ciągnąć 10 lat... Co gorsza rodziny te uzależnia się coraz bardziej od rządowej pomocy, uczy je bierności i wyciągania ręki po cudze. A nie promuje się oszczędności i pracowitości. Kiedyś mówiło się: grosz do grosza, a będzie kokosza, a teraz: milion do miliona, dotacja z Unii zapewniona.

Wielkie Budowy Socjalizmu mają swoje prawa. Muszą być wielkie, doniosłe i nieść postęp. Muszą być kontrolowane przez rzesze urzędników i kosztować krocie. Inaczej nie będą wielkie. A siedzący gdzieś  w Europie Schmidt czy Johnes zastanawia się tymczasem czemu znów musiał zapłacić wyższy rachunek i skąd wziąć pieniądze na opłacenie internetu dzieciom. Że co nas to obchodzi? Spokojnie, już za kilka lat tak będzie dumał Kowalski...

2 komentarze:

  1. Problem z dotacjami jest jeszcze inny. Ich demoralizujący wpływ jest dostrzegany głównie (jak piszesz) w oględnie mówiąc - rozrzutności. Tymczasem ten system (dotacji) niszczy podstawy gospodarowania i inwestycji. Dochodzi do tego, że firmy nie inwestują inaczej niż tylko "z dotacji". Przeważnie sprowadza się to do tego, że "nie ma dotacji - nie ma inwestycji". A zarobione pieniądze idą wyłącznie na kurwy i mercedesy.
    Trudno będzie ten proces odwrócić gdy strumyk wyschnie, bo to oznacza wyrzeczenia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja firma również została wynajęta do przeprowadzenia szkolenia ze środków UE (nie ja występowałem o dotację). Co prawda cenę za usługę podałem normalną na początku, ale dotacjo-biorca zażyczył sobie pewne usługi, które za cholerę nie dało się w ramach tego projektu wliczyć więc po prostu cena za szkolenie wzrosła odpowiednio...

    OdpowiedzUsuń