piątek, 29 października 2010

Wizyta, czy wizytacja

Narodzenie potomka to niezwykły dzień dla każdej rodziny. Świat zmienia się wówczas nieubłaganie. Zmienia na lepsze. Od tej chwili jest już nie tylko własne ja i osobisty interes, ale coś więcej. Troska o los nowej istoty, którą Bóg czy też natura, czy inna siła raczyły skierować na ten świat. Przeżywszy tę chwilę w gronie rodziny zastanawiam się jaki los będzie pisany mojemu synowi. Czy świat, na którym będzie żyć będzie lepszy niż obecny, czy gorszy? Z jakimi problemami będzie się zmagać? Kim zostanie?

Jedno jest pewne. Zostanie włączony w bezduszne tryby biurokratycznej machiny, która już cieszy się że oto pojawił się nowy przyszły podatnik i wzrośnie od tego PKB. Tylko w takich terminach myśli się teraz o ludziach. Już od pierwszych dni życia bezbronnego małego człowieka, jest on przedmiotem nieproszonej troski nadpobudliwego państwa i jego organów. Rejestracja w Urzędzie Miasta okazała się co prawda nad podziw szybka, a przemeldowanie z miejscowości urodzenia do miejscowości zamieszkania urzędy załatwią same (a czy czasem pewna partia na 'P' nie obiecywała likwidacji meldunków?) i niezbędna będzie jeszcze tylko jedna wizyta po odbiór PESELu (czyli znaku identyfikacyjnego świadczącego o przynależności niewolnika do jego właściciela) jednak to nie wszystko. Wizytę w MOPS, czy MOPR czy jak tam to dziadostwo się nazywa oraz w NFZ na razie muszę odłożyć do czasu otrzymania PESELU. Rejestracja w lokalnej przychodni i następnie u położnej rejonowej (i rejestracja tzw. wizyty środowiskowej tejże położnej) były niezbędne od razu.

Położna środowiskowa okazała się nie taka straszna jakby mogła być :). W dobie legislacji prawnych nadających jej status urzędnika państwowego i spore uprawnienia oraz de facto nacjonalizacji dzieci przez niedawno uchwaloną ustawę antyrodzinną, wizyta takiej położnej musi nieco niepokoić. Czy wizyta to, czy wizytacja? Położna niespodziewanie na dzień przed umówionym terminem zadzwoniła, że termin jej nie pasuje i przyjdzie za godzinę. Przypadek czy zamierzona chęć zrobienia nalotu? Jeśli właśnie byłbym w trakcie libacji alkoholowej ciężko byłoby zrobić tak szybko porządek :) Na szczęście położna okazała się prostą i nieszkodliwą kobietą z okolicy. Co prawda sporo jej uwag miało mały sens, a szczególności cała wizyta była praktycznie niepotrzebna, bo dzień wcześniej zamówiliśmy sobie prywatną wizytę znajomej położnej, którą wypytaliśmy o wszystko co trzeba, jednak poszło to w miarę sprawnie i bezboleśnie. Nie taki diabeł straszny... ale mimo wszystko polecam rozwagę w rozmowach z takimi osobami...

W tym momencie naszła mnie refleksja. Sytuacja, w której obcy ludzie wynajęci przez rząd sądzą, że  lepiej wychowają dziecko niż kochający je rodzice i muszą śledzić sposób w jaki opiekują się oni swoim dzieckiem dowodzi tylko jednego: ta cywilizacja umiera. Powoli, ale jednak. Stacza się. Jest jasne, że zwyrodnialców katujących małe dzieci powinien czekać jeden los - wiadomo jaki. Ale czy do tego potrzebne jest prawo zezwalające na odbiór dzieci przez rząd pod byle pretekstem i tworzenie nowego specjalnego aparatu ścigania? Nie sądzę.

Na razie nie zastanawiam się nad tym jakie kolejne przeprawy biurokratyczne czekają tego młodego człowieka i dlaczego rząd zmusza mnie do posłania go już w wieku 6 lat do szkoły, ani czego tam będą uczyć. Przyjdzie na to czas, teraz trzeba zmienić pieluchę :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz