Nie wiadomo czy sygnatariusze listu na pewno przemyśleli w kogo FAKTYCZNIE uderzy podatek? Czy tak bardzo już zapomnieli o mechanizmach rynkowych, że nie czują żadnego związku między kosztami prowadzenia działalności (a wchodzą do nich np. specjalne podatki nałożone przez branżę) a wysokością cen dla konsumentów? Być może nie. Ale też być może za pół roku przeczytamy list wzywający rządy do nałożenia "cen maksymalnych" na produkty bankowe w celu, rzecz jasna, upowszechnienia dostępu biednych warstw społeczeństw do takich przysługujących im "praw człowieka" jak tani kredyt czy darmowe konto internetowe. Kto wie czy kolejnym krokiem w tym absurdzie nie będzie stopniowa nacjonalizacja światowego systemu bankowego. Tfu, tfu, obym się mylił, ale obawiam się że to raczej przesądzone. Korzyści z opanowania sektora bankowego przez rządy zdają się znacznie przewyższać pewne zmniejszenie strumienia przychodów spowodowane niższą wydajnością banków jako przedsiębiorstw stricte państwowych. Opanowanie systemu bankowego - tego krwiobiegu współczesnej gospodarki - będzie dla rządów zapewne bezcenne. I o to może właśnie chodzić w rozpoczynającej się antybankowej kampanii...
Co prawda wobec powyższych zastrzeżeń, jest to czynność trochę jałowa, ale jednak prześledźmy argumentację sygnatariuszy listu:
- "Przewodniczący TUC Brendan Barber w wypowiedzi dla mediów zauważył, iż skutkiem drastycznego programu cięć wydatków publicznych w Wielkiej Brytanii w najbliższych czterech latach będzie wzrost liczby bezrobotnych o około pół miliona osób oraz okrojenie świadczeń socjalnych i usług, od których zależni są najubożsi. " Agresywny keynesizm w natarciu. Skoro według autorów listu wzrost podatków zmniejsza bezrobocie, a cięcie wydatków je zwiększa, to proponuję: zwiększmy podatki do 99% i wydajmy wszystko na programy socjalne - zobaczymy ile utworzy się wtedy miejsc pracy. Smutne jest, że coraz więcej osób wierzy w ten ekonomiczny zabobon. Wydaje im się, że to nie przedsiębiorcy tworzą miejsca pracy i to nie ludzie przez nich zatrudniani swoją pracą rozwijają gospodarkę, ale rządy poprzez "inwestowanie" cudzych pieniędzy. Wolna przedsiębiorczość zaczyna się wręcz wydawać kwiatkiem u kożucha w rządowym planowaniu gospodarczym. Co z tego wyniknie? Pożyjemy - zobaczymy.
- "Podatek Robin Hooda oznaczałby..." Sam fakt oficjalnego nazwania inicjatywy imieniem rabusia kradnącego jednym i rozdającego innym (w najlepszym razie) w sporym stopniu świadczy o intencjach. Pozostawiam to bez dalszego komentarza.
- "Podatek Robin Hooda oznaczałby, iż największe banki świata wniosłyby wkład w zmniejszenie deficytów finansów publicznych, którym po części są winne (wymagały dekapitalizowania z pieniędzy podatnika - PAP), a tym samym zmniejszyłaby się potrzeba cięć wydatków publicznych na tak dużą skalę, jak obecnie" Banki są bezpośrednio umoczone w kryzys - ok. Ale nie są jego głównym sprawcą. Są nim rządy i banki centralne. Stworzenie ram prawnych umożliwiających wydawanie na kredyty środków, których się de facto nie ma (systemy rezerwy cząstkowej, różne sztuczki w rodzaju quantitive easing itp.), sztuczne obniżenie stóp procentowych niemal do zera i częste manipulowanie nimi oraz przede wszystkim usunięcie ryzyka prowadzenia działalności bankowej właśnie poprzez ratowanie bankrutów spowodowały powstanie atmosfery sprzyjającej przekrętom i podejmowaniu szalonego i nieuzasadnionego ryzyka. To tak jakby wyłączyć wszystkie światła w dzielnicy, zabronić ludziom zamykać drzwi i wypuścić z lokalnego więzienia wszystkich złodziejaszków a potem dziwić się, że wzrosła przestępczość. To jasne, że to kryminaliści bezpośrednio dokonają serii kradzieży, ale kto jest prawdziwym sprawcą plagi? Hipokryzją jest także uzasadnianie odbierania bankom funduszy pod argumentem, że zostały dokapitalizowane z pieniędzy podatnika. TO TRZEBA BYŁO ICH NIE RATOWAĆ ZA PUBLICZNE PIENIĄDZE i nie byłoby tego problemu. Pozwolić bankrutom upaść i dać rynkowi oczyścić się z chwastów. Koniec i kropka. Nawet jeśli któryś bankier nawoływał o subwencje,to trzeba było go zignorować. W dodatku jeśli nie pozwala się bankrutowi upaść, to chyba nie można się spodziewać, że ten następnym razem zachowa się bardziej racjonalnie? A dlaczego miałby skoro nie grozi mu bankructwo? Hulaj dusza, piekła nie ma...
Dlatego każdy rozsądny człowiek przewidując rozwój wydarzeń powinien już teraz zabezpieczyć się odcinając przynajmniej część swojego majątku od systemu bankowego poprzez inwestowanie w metale szlachetne.
Nacjonalizacja banków- albo coś podobnego nastąpi- ale nie sądzę, że dopiero za 5 lat. Coś podobnego- czyli upadek sektora i stworzenie państwowych lub funkcjonowanie obecnych na kroplówce. Nie wiadomo. Banki to najbardziej ryzykowne inwestycje teraz. Szacuję horyzont do następnego uderzenia kryzysu na 1,5 do 3 lat.
OdpowiedzUsuń